COVID-19 to polio tego pokolenia
Na poparcie tej ponurej wizji prof. Hart przytacza wyniki badań ozdrowieńców z kilku krajów. Pokazują one, że u wyleczonych pacjentów dochodziło, w różnym czasie, do zaburzeń w funkcjonowaniu płuc, serca, wątroby, częściej zapadali oni na infekcje wirusowe i bakteryjne, częściej niż ci, którzy nie przechorowali koronawirusa, odczuwali zmęczenie, mieli chroniczne problemy ze snem. U większości ozdrowieńców pojawiały się kolejne choroby układu oddechowego, zwłaszcza płuc.
W swojej opinii prof. Hart nie jest bynajmniej odosobniony. Na odległe skutki koronawirusa zwraca uwagę coraz więcej lekarzy, także polskich ekspertów.
- Nawet bezobjawowe przejście COVID-19 nie oznacza, że choroba nie pozostawi śladów w organizmie – mówi prof. Andrzej Fal, kierownik Kliniki Alergologii, Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych szpitala MSWiA w Warszawie. – Brak objawów tej choroby nie eliminuje powikłań, które mogą się pojawić w kilka miesięcy, a nawet w kilka lat później. To mogą być stany przewlekłe, prowadzące do inwalidyzacji, szczególnie związane ze zwłóknieniem mięśnia sercowego i płuc. Na ile te zmiany będą progresywne, na ile trwałe, a na ile tymczasowe, jeszcze nie wiemy.
Brytyjski lekarz, porównując COVID-19 do polio, choroby Heinego-Medina, która, zanim wynaleziono szczepionkę na nią, doprowadziła do inwalidztwa ogromną liczbę dzieci, oby nie do końca miał rację. Oby te skutki koronawirusa nie były aż tak dotkliwe, chociaż porównanie tych obu chorób nie wydaje się pozbawione sensu. Np. w cięższych przypadkach Heinego-Medina, kiedy dochodziło do porażenia mięśni przepony i zaburzeń pracy układu oddechowego, stosowano tzw. żelazne płuca – coś w rodzaju odpowiednika późniejszych respiratorów.
undefined