Pokonał raka. Lekarze nie dawali mu wielkich szans
Tomasz, z zawodu menadżer i finansista, ma 47 lat i chorował na nowotwór mózgu. Lekarze nie dawali mu większych szans. Dziś jest zdrowy, a fakt, że stanął oko w oko ze śmiercią, odmienił jego życie. Pomaga osobom wypalonym zawodowo i młodzieży w ramach akcji #TokTuMi, której patronem został portal Pacjenci.pl.
W tym podcaście Tomasz o tym opowiada, jak możecie skorzystać z pomocy, albo wesprzeć akcję:
Tomasz miał 44 lata, gdy dowiedział się, że jego mózg jest inny. Owszem, tak jak u zdrowego człowieka może i składał się z około stu miliardów neuronów, galaretowatej tkanki zbudowanej z wody, białka, tłuszczu i soli mineralnych. Twardych, miękkich i pajęczych opon mózgowo rdzeniowych czy setek innych skomplikowanych struktur, które - choć wszystkie razem ważą niewiele więcej niż bochenek chleba - to stanowią o mózgu jako najbardziej złożonej maszynerii wciśniętej w ludzką czaszkę.
- Ale w moim rósł guz. Powoli i latami. Na zdjęciu z rezonansu przypomina piłkę tenisową. Albo jak kto woli: męską pięść. Niemal sześć na sześć centymetrów, całkiem sporo, bo na jedną czwartą całej czaszki, tuż za lewym oczodołem - opowiada historię choroby mężczyzna.
„Ja i psychiatra? Przecież jestem zwycięzcą”
- Żadna choroba nie miała prawa mi się przydarzyć. Finansiście, menadżera najlepiej prosperujących, znanych w świecie koncernów i bogatych korporacji, pracującego na rzecz wielkich funduszy inwestycyjnych, zajmującego coraz wyższe, lepsze, więcej płatne, stanowiska w zarządach kolejnych korporacyjnych gigantów? - opowiada Tomasz.
- Miałem w tej mekce wielkiego biznesu benefity, coraz ładniejsze wizytówki, co i rusz szybsze samochody, które wymieniałem z szybkością niemal równą z realizowaniem nowych wyzwań. Byłem jak pitbull, który zaciekle i bezwzględnie reorganizował, restrukturyzował, optymalizował, osiągał wyniki finansowe rozrastających się firm-gigantów. Wszystko po to, by przez 21 lat piąć się po drabinie kariery jak z filmu. Wszystko do czasu. Do wypalenia zawodowego, a potem diagnozy, która zwala z nóg - wspomina Tomasz. Noc przed poważną i skomplikowaną operacją był dla niego czasem podsumowań.
„Ja i psychiatra? Przecież jestem zwycięzcą”
- Czy warto było żyć na wariackich papierach? W stresie, pod presją, już o świcie ze szczoteczką do zębów myśląc o codziennych wyzwaniach. Przy śniadaniu o prezentacjach, na czerwonych światłach skrzyżowań odpowiadając na niecierpiące zwłoki maile , pilnych telefonach, planując zagraniczne podróże służbowe? Za wszystko to płaciłem brakiem snu, nie umiałem ani wypoczywać, ani zarządzać emocjami. Wszystko to splotło się z początkiem szalejącej pandemii koronawirusa - tłumaczy.
Kiedy z tej bezsenności, braku energii, permanentnego zmęczenia i coraz częściej pojawiającego poczucia, że jednak swojej ze swojej pracy satysfakcji nie czerpie i nawet jej nie lubi, zgłosił się do swojego lekarza rodzinnego po tabletki na spanie, ten doradził mu, żeby dobrze byłoby odwiedzić psychiatrę.
- Szok. Ja i psychiatra? - pytał sam siebie. - Przecież jestem zwycięzcą, nie siedzę w kącie, nie kiwam się, nie gadam do siebie , z ust nie cieknie mi strużka śliny. Tak sobie wyobrażałem człowieka potrzebującego leczenia psychiatrycznego.
Menadżerowie a wypalenie zawodowe
Psychiatra dość szybko stwierdził u Tomasza zaburzenia nerwicowo-depresyjne z długotrwałego przebywania w środowisku stresowym i „burnout”- wypalenie zawodowe. Do dawki tabletek na sen Tomasz dołączył antydepresanty.
- W trakcie terapii psychiatra uświadomił mi, że wypalenie zawodowe to częsta przypadłość wysokiej klasy menadżerów, którzy dodatkowo popadają w rozmaite uzależnienia. Bo chcą zredukować stres, odreagować, na chwilę odłączyć myślenie o pracy. Więc ćpają. No ale przecież „tylko” ekskluzywną kokainę. Albo piją, oczywiście najlepsze alkohole. Jeszcze inni radzą sobie jako rodzinni przemocowcy i biją swoje eleganckie żony. Mnie przypadło w udziale inne uzależnienie - zwierza się Tomasz.
Porwał się na sport. Ale ten ekstremalny, wymagający, modny w kręgach. I oczywiście drogi, bo żeby uprawiać triathlon, trzeba mieć kasę.
Potrzeba ekstremalnych przeżyć
- Ale to było to! Tego rodzaju sport miał zapewniać doskonałą kondycję fizyczną, lepsze samopoczucie, pewność siebie, umiejętność planowania i dobrej organizacji czasu. Triathlon miał być remedium na redukcję stresu i osiągnięcie równowagi. No więc jedne zawody, potem drugie z jeszcze dłuższymi dystansami. Następne i kolejne, coraz bardziej karkołomne. Triathlon to wyzwanie: jak nie zaliczysz poziomu Ironmana (pływanie- 3,8 km, rower- 180 km i bieg- 42km), to nic nie osiągnąłeś. Byłem nim trzy razy – podkreśla.
Triathlon to wyzwanie. Na przykład ten w chilijskich Andach, do którego trzeba się zakwalifikować i zostać wylosowanym spośród dziesiątek tysięcy ludzi z całego świata. Patagonman Xtreme Triathlon: lodowate fiordy, bieg w ponad 30° Celsjusza, trasa rowerowa przez górskie serpentyny Cuesta del Diablo, pod zmiatający z trasy wiatr. Do tego wydarzenia zapraszanych jest jedynie ciut ponad 200 śmiałków. - Trasę ukończyłem jako pierwszy Polak, w pierwszej pięćdziesiątce zawodników - wspomina Tomasz.
Bóle głowy i Instytut Zdrowia Mentalnego
Osiągnięcia sportowe były dla Tomasza elementem patosu menadżera, wentylem emocjonalnym. Dziś postrzega je jako absurdalne, razem z jego zakupoholizmem. Stąd brały się kolejne rowery, kaski, buty do biegania, nowe modele telefonów, komputerów, samochodów, telewizorów. Opamiętanie nadchodziło powoli.
- To wtedy pojawiła się myśl: „A może zacząć pomagać takim jak ja? Zestresowanym, znerwicowanym. Chorym na pracę”. Stworzyłem Instytut Zdrowia Mentalnego. Zatrudniłem zespół psychiatrów, psychologów i psychoterapeutów, którzy umieli pomóc osobom w kryzysie , potrzebujących wsparcia, ukojenia i równowagi psychicznej. Jednocześnie coraz częściej mierzyłem się z gorszym widzeniem i napadowymi, nieopisanie silnymi bólami głowy, zawsze z lewej strony. Lekarze się zastanawiali: może to mgła covidowa? Albo zatoki? No to na zatoki się leczyłem, poprawiłem nawet przegrodę nosową. Ale nie pomogło - wzdycha.
Rośnie liczba samobójstw wśród polskich dzieci i nastolatków. Najnowsze dane przerażają:
Oponiak i możliwie skutki operacji
Kiedy bóle stawały się coraz częstsze, w dodatku z utratą przytomności, na horyzoncie pojawił się lekarz - detektyw. Chciał dojść prawdziwej przyczyny mojego stanu, więc zarządził badanie rezonansem, najnowocześniejszym w kraju.
- Stanąłem przed trzyosobowym konsylium. Usłyszałem, że tak duży nowotwór widują niezwykle rzadko. Dobra wiadomość była taka, że mój oponiak, który rósł przez 12 lat za lewym oczodołem, był guzem litym, nieprzerzutowym. Możliwe konsekwencje operacji mózgu? Paraliż ciała, utrata nie tylko lewego oka, ale i mowy. Bałem się, że będę warzywem - wspomina Tomasz.
I dopiero z czasem dowiedziałem się, że moje szanse na przeżycie były dość marne, bo choć operacja się udała, to decydujące znaczenie miały pierwsze doby. Wszystko zależało od mózgu, który dostosowując się do dziury po guzie mógł się rozprężyć gwałtownie i pod ciśnieniem wystrzelić jak keczup wyciskany z butelki, albo powoli i systematycznie. Wybrał drugą opcję. Mowa wróciła, paraliżu nie było, nawet oka nie straciłem. Absolutny cud - uśmiecha się Tomasz.
#TokTuMi – mów do mnie!
Ale mimo wielu propozycji, do świata biznesu i menagmentu już nie wrócił.
- Obiecałem sobie: „Nigdy więcej więcej poklepywania po plecach, zabijania się dla finansowych zysków rekinów rynku. Żyję już innym życiem, tym dla rodziny. Żeby pamiętać każdą chwilę spędzoną z żoną i dwójką synów - Teraz pracuję dla ludzi podobnych do dawnego mnie, wypalonych zawodowo -podkreśla.
W odpowiedzi na swoją historię założył Stowarzyszenie Mentalnie Równi. Organizacja non profit pomaga osobom, które z powodu bariery finansowej, terytorialnej lub ze względu na stygmatyzację społeczną, są pozbawione wsparcia.
- Ale moją prawdziwą idée fixe jest akcja Mów Do Mnie, czyli -#TokTuMi. Jej celem jest przeciwdziałanie kryzysowi psychicznemu dzieci i młodzieży. Kierujemy ją do dzieciaków, ich rodziców i nauczycieli. To reakcja na dramatyczne skutki kryzysu psychicznego młodych ludzi, coraz częstsze zaburzenia czy próby samobójcze, z którymi każdego dnia stykamy się pracując z młodzieżą - tłumaczy Tomasz.
Zespołowi pod przewodnictwem Tomasza udało się w ramach #TokTuMi zorganizować godziny wychowawcze już w kilkudziesięciu szkołach, także w niewielkich miejscowościach.
- Tym samy akcja pod hasłem „Godzina Wychowawcza ze Zdrowiem Mentalnym” dotarła do prawie 6 tys. dzieci! - podkreśla z dumą Tomasz.
- Naszym priorytetem jest dotarcie do 100 tys. dzieci rocznie oraz poszerzenie oddziaływania na ich rodziców i nauczycieli. W ramach tej psychoedukacji i self-care skupiamy się też na profilaktyce zaburzeń odżywiania, przeciwdziałaniu cyberprzemocy, uzależnieniach od gier i internetu, hamowaniu uzależnień od alkoholu i substancji psychoaktywnych . Mam nowe, inne niż do tej pory cele. Ważniejsze od pieniędzy. I co najważniejsze: czas dla rodziny - podkreśla Tomasz.
*
Chcesz wesprzeć akcję #TokTuMi wpłatą? Kliknij tu: TokTuMi . Prowadzisz firmę i chcesz zostać jednym z kluczowych darczyńców? Kontakt: n.pasiecznik@mentalnierowni.pl . Chcesz zgłosić szkołę/klasę do programu? Napisz: biuro@mentalnierowni.pl . Więcej szczegółów na stronie https://www.mowdomnie.org/