„Mój syn i ja. Jesteśmy jak kulisty piorun” Życie z ADHD
O tym, że mam ADHD, dowiedziałam się dopiero na studiach. Mój młodszy, 11-letni syn, też je ma. Nie potrzebuję na to zaświadczeń i badań. To bez znaczenia. Szkoła zawodzi, większość kadry to ludzie niszczący indywidualistów. Minęło tyle lat, a mój syn słyszy w szkole to samo, co ja słyszałam, jako dziecko: „łobuz, manipulant, bajkopisarz, niezdara, leń, nieuk” – mówi Izabela.
- Postanowiłam o tym opowiedzieć z nadzieją, że osoby z ADHD przestaną być stygmatyzowane. Bo to jest dla nich krzywdzące, a na przestrzeni lat wręcz niszczące – mówi Iza.
W portalu Pacjenci.pl publikujemy komentarze osób z ADHD, ich bliskich, a także psychiatrów i psychologów. By walczyć ze stygmatyzacją, po tym, jak kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst przedstawiający osoby biorące leki na ADHD niczym szukających wiecznego haju bohaterów „Wilka z Wall Street”. (Jeśli nie czytałaś czy nie czytałeś, to omówiony tu).
Dusza artystyczna i lęk, ucieczka, prokrastynacja
Babcia nazywała mnie „żywym srebrem” i to była łagodna wersja oceny moich poczynań. Nie rozwijałam się równomiernie, mama mawiała, że ja nie sypiam, tylko podładowuje baterię.
- „Widziałem kiedyś piorun kulisty. To był niesamowity widok. Taka rozedrgana kulka światła. Masz wrażenie jakby oderwała się od całości i szukała dla siebie nowego miejsca, niestety idąc, pali wszystko na swojej drodze. Bez złych intencji. Tak Cię widzę” - te słowa powiedział mi mój brat, gdy byłam jeszcze małą dziewczynką. W moich czasach nikt nie zajmował się problemami psychicznymi dzieci. Zachowania odbiegające od reguły nazywano łobuzowaniem albo lenistwem. A ja byłam dzieckiem z ADHD.
Pod pewnymi względami byłam bardziej bystra niż moi rówieśnicy, bardziej świadoma, widziałam i czułam więcej, miałam wysoko rozwinięta wrażliwość i empatię.
Z drugiej strony brakowało mi odwagi w wykonywaniu podstawowych czynności, nie umiałam zapanować nad wyobraźnią, która skutecznie odrywała mnie od rzeczywistości, ale była też jej ciemna strona - bałam się coraz więcej.
Koloryzowałam, dodawałam opowieściom nieistniejące szczegóły, bo wydawało mi się, ze właśnie tych im brakuje, żeby miały sens. Moja interpretacja zdarzeń zawsze różniła się od tego, co realnie się zdarzyło, więc postrzegana byłam przez otoczenie jako kłamca lub jako ktoś, kto konfabuluje.
W szkole nie umiałam utrzymać skupienia na długo. A czasami zastanawiałam się, czy moja nieumiejętność zapamiętywania i pamiętania, albo niezrozumienia tekstu, wykładu lub powierzonego mi zadania, nie jest może pewnego rodzaju upośledzeniem? Co zresztą sugerowane mi było przez lata przez nauczycieli i najbliższe otoczenie.
Istniały sfery nauki, których nie przyswoiłam do dziś, głównie nauki ścisłe: matematyka, fizyka, chemia. Mój mózg w zetknięciu z tymi informacjami wpadał w tryb awaryjny.
Miałam duszę artystyczną, kochałam lepić, projektować, obcować z naturą, pisać, ale mama mówiła, że z tego nie wyżyję.
W obliczu braku cech zapewniających świetlaną przyszłość, kwalifikowano mnie głownie jako egzemplarz na straty.
W liceum mówiono: „zdolna, ale leń” – mama odpowiadała, że słyszy to od zawsze. Ja wspominam to zupełnie inaczej.
Moje próby skupienia czy zrozumienia kończyły się fiaskiem, co budowało lęk przed kolejną porażka, odrzuceniem i wyśmianiem. Lęk natomiast powodował ucieczkę, ucieczką stała się prokrastynacją.
Nauczyłam się realizować w wyobraźni i tłumaczyć, lub usprawiedliwiać brak działania. Z czasem lęk urósł i przeszedł w nerwicę lękową i oprócz strachu przed podjęciem inicjatywy i ryzyka, doszedł strach przed umyciem głowy z zamkniętymi oczami, lub umyciem zębów tyłem do drzwi. Reasumując: lęk sparaliżował część mojego życia, resztę dobiła prokrastynacja.
Johnny Depp uzależniony od leków. Psychiatra wyjaśnia, jak działają Demencja Bruce'a Willisa postępuje. Nie rozpoznaje Demi MooreLeki SSRI nie mogły zadziałać na ADHD
Finalnie podjęłam próbę leczenia farmakologicznego. Dostałam leki SSRI, które miały pomóc w opanowaniu lęku. Pomogły. Przestałam się bać, mogłam poruszać się swobodnie, nie dopadały mnie demony, „flesze” i kadry z horrorów. Za to dopadła mnie niechęć.
Czułam się tak, jakby ktoś zamknął mnie w szklanym kombinezonie. Niby byłam, ale nie do końca. Odstawiłam leki po roku. Nie wiem do dziś, czy czegoś nie uszkodziły, nie zabrały mi na zawsze, bo nie odczuwam już świata tak bardzo, jak odczuwałam go kiedyś.
Moje dorosłe życie i masa porażek nauczyły mnie działać intuicyjnie i dostosowywać się do pewnych, podstawowych zasad egzystencji. O tym, że mam ADHD, dowiedziałam się na studiach - od profesor wykładającej psychologię.
Szkoła wciąż niszczy indywidualistów
Mój młodszy, 11-letni syn też ma ADHD. Nie potrzebuję zaświadczeń ani badań, to nie ma żadnego znaczenia. Środowisko szkolne, które ma największy wpływ na kształtowanie postaw, rozwój między innymi umiejętności radzenia sobie z przeszkodami, również tymi emocjonalnymi, a które odgrywa niezwykle ważną rolę w budowaniu naszego poczucia wartości i akceptowania siebie – całkowicie zawodzi. Większość kadry pedagogicznej to ludzie niszczący indywidualistów, kastrujący ich z barw, błysków i pasji, podcinający na równo, by zmieścili się w jednej i tej samej od lat, społecznie akceptowalnej formie.
Po tylu latach moich doświadczeń, mój syn nadal nazywany jest tak samo jak ja: „łobuz, manipulant, bajkopisarz, niezdara, leń, nieuk”. Patrząc na niego, wiem, że człowiek z ADHD nie ma szarości, u niego jest kompletny brak umiejętności, lub umiejętności wyjątkowe. A moim zadaniem jako matki, jest poprowadzenie tego kulistego pioruna tak, by przestał niszczyć a nauczył się tworzyć, by przekuł to, co jest dla niego trudne w siłę i pasje.
Z tak negatywnym podejściem otaczającego świata, z tak dramatycznie niskim poziomem psychiatrii w naszym kraju, z tak okrojonym wsparciem i wiedzą nauczycieli – jest to bardzo ciężkie zadanie.
Piszę to z nadzieję, że osoby z ADHD przestana być wreszcie stygmatyzowane, bo to jest dla nich bardzo krzywdzące, a nawet, na przestrzeni lat – niszczące.