STOP stygmatyzacji dorosłych z ADHD [KOMENTARZ]
Łykają je jak „cukierki", lub kruszą i „wciągają nosem"– tak przedstawia dorosłych z ADHD tekst w „Gazecie Wyborczej”. Wierzę, że napisany w dobrej wierze, niestety powiela krzywdzące stereotypy. Przyczynia się do postrzegania tych, którzy przyjmują leki, jako bezrefleksyjnych bohaterów “Wilka z Wall Street”.
„Lek na ADHD brany jak cukierki. "Euforia była coraz słabsza, zaczęłam brać więcej, potem rozkruszać i wciągać" – to tytuł tekstu, jaki ukazał się w sobotę 9 grudnia 2023 roku w „Gazecie Wyborczej”. Co o nim myślę?
Wystarczająco długo żyję i pracuję, by zdążyć zobaczyć wielu uzależnionych ludzi. Ale nie od leków na ADHD, a od alkoholu, papierosów, seksu i dragów i to właśnie dlatego, że choć mieli ADHD, to niezdiagnozowane. I radzili sobie z tym tak, jak mogli - znieczulając się czym popadnie. W dodatku wielu z nich miało błędną diagnozę - zamiast ADHD, które faktycznie mieli, słyszeli, że mają coś zupełnie innego - i latami leczyli się na depresje, chorobę afektywno-dwubiegunową, bordeerline i wiele innych rzeczy. Dostając leki, które nie działały, bo nie mogły, a często jeszcze pogarszały sprawę.
Z ADHD się nie wyrasta. Dziewczyny z ADHD często mają pecha
Każdemu, kto nie ma ADHD to zaburzenie kojarzy się z niegrzecznym chłopcem, który rozrabia w szkole i nie chce się uczyć. Tymczasem można świetnie się uczyć, być grzecznym, cichym i spokojnym dzieckiem i mieć ADHD.
Z ADHD się nie wyrasta. Idzie się z nami w dorosłe życie. I jeśli ktoś był w dzieciństwie spokojny, albo ze strachu przed nauczycielem nie łobuzował, a do tego, był np. świetny z matmy (to, że ludzie z ADHD są słabi z przedmiotów ścisłych, to jeden z mitów, wielu z nich jest wręcz wybitnych), to zwykle diagnoza go ominęła. A problemy wręcz przeciwnie – nie ominęły go, ale się nawarstwiały. Z każdym rokiem. I szły, a często wciąż idą - przez całe ich dorosłe życie.
To często dotyczy kobiet. Dziewczyny są rzadko diagnozowane. Bo wiele z nich ma ADHD, ale “pechowo” tę jego “odmianę” bez impulsywności, tylko z wewnętrzną dekoncentracją. Pechowo, bo nauczyciele i rodzice nie widzą, że coś jest nie tak. A dziewczyna nie może skupić się na nauce jeśli akurat jakiś temat wyjątkowo ją nudzi. Tylko, że nie biega po klasie, nikomu nie przeszkadza, tylko ucieka myślami w świat marzeń, albo gapi się na na drzewa za oknem, bo może bez trudu może spokojnie te 45 minut nudy wysiedzieć.
A jeśli jest impulsywna to i tak często nie przeszkadza, siedzi w ławce, bo tak jest “tresowana”, a mówiąc poprawnie politycznie “socjalizowana” - dziewczynce “nie wypada się tak zachpwywać”, więc ewentualnie rysuje szlaczki, albo macha nogami pod ławką, bo tak ją już roznosi i nie może już wysiedzieć z minut, które zostały do dzwonka na przerwę. A potem zaczyna się start w dorosłość i…
Jeśli ktoś miał to szczęście, że np. został artystą, to ADHD my głównie sprzyja. Bo kreatywność to jedna z super mocy w ADHD, podobnie jak hiper focus, którego taka osoba łapie, gdy coś ją zafascynuje. Może zajmować się tym całą dobę. I nie potrzebuje do tego, żadnych wspomagaczy, jak to sugeruje wspomniany tekst. Bo ilość dopaminy, jaka wydzielę się u osoby z ADHD, gdy coś ją kręci zalewa mózg w takiej ilości, że jest się na istnym haju .
Wiele jest na to spektakularnych przykładów nie tylko wśród wybitnych artystów, ale i naukowców, czy sportowców. To np. kejs słynnego olimpijczyka, pływaka Michaela Phelpsa. Zdobył tyle złotych medali, ile żaden pływak przed nim. Miał ADHD i to szczęście, że znalazł to, co kochał - wkręcił się w pływanie .
ADHD brane za depresję, nerwicę lękową i chorobę afektywno-dwubiegunową
Gorzej, gdy coś jest dla człowieka z ADHD totalnie nudne. Mózg kogoś, kto ADHD nie ma, potrafi wykrzesać trochę dopaminy nawet przy najnudniejszej rzeczy , jeśli wie, że to coś, co trzeba zrobić. A mózg ADHD-owca za nic tego nie zrobi. I wtedy prawie w pakiecie mamy prokrastynacj ę. A prokrastynacja połączona z roztargnieniem, które zwykle też dostaje się w pakiecie z ADHD, to kumulacja. Czego? Problemów – w szkole, na studiach, a potem w pracy. A jeśli mamy do tego impulsywność (bo to już nie zawsze jest w pakiecie), to prawie pewne kłopoty w związkach.
Walka z problemami, które się kumulują na własną rękę, jest właściwie skazana na porażkę. Traci się kolejne pracę, traci się kolejne związki, a czasem i miłość życia (chyba, że ktoś ma szczęście i trafi na baaaardzo cierpliwego i wyrozumiałego partnera). W szkole słyszy się: „zdolny, ale leniwy”, w pracy „jak chcesz, to jak widać możesz”, albo: „nie panujesz nad swoim kalendarzem”, „nie można na ciebie liczyć”.
Po drodze trafiają się depresje, stany lękowe i nałogi. Bo nikt nie wytrzyma tego, gdy na raz zbiegnie mu się mnóstwo problemów w życiu osobistym i zawodowym. A brak dopaminy na dłuższą metę powoduje właśnie depresje i stany lęki. Depresje zresztą zwykle źle leczone. Bo najpopularniejsze antydepresanty to te podnoszące poziom serotoniny w mózgu. A osoba z ADHD nie ma problemu z serotoniną. Brakuje mu dopaminy. Dlatego leczy się i leczy, a leki podnoszące jedynie poziom serotoniny są niczym placebo. Albo jeszcze gorzej – wiele leków antydepresyjnych ma takie efekt uboczny, że wręcz obniża dopaminę.
Źle leczone ADHD sprawia, że człowiek może i nie ma już lęków, może i nie ma depresji, ale za to wpada w anhedonię. Wprawdzie już nie chce mu się umrzeć, ale też średnio chce mu się żyć. I czuje, że nie jest już dawnym sobą – tamtą osobą sprzed leczenia, czyli z temperamentem.
Wtedy odstawia leki, myśląc, że zmieniają mu osobowość. Mówi lekarzowi: „już wolę dawnego siebie – raz miałem euforię, raz dół, ale przynajmniej czułem, że żyję. A teraz jest tak, jakbym wszystko oglądał zza szyby”. I wtedy męczy się dalej sam ze sobą, często jeszcze słyszy, że ma „lekooporną depresję”.
Nie bój się farmakoterapii w ADHD. Poprawie komfort życia, a czasem je wręcz ratuje
Tymczasem na ADHD są leki. Właśnie te, które w tekście w „Gazecie Wyborczej” są używane jako straszak. Te leki poprawiają komfort życia z ADHD, a nie jednemu dosłownie ratują życie. I jeśli ktoś naprawdę ma ADHD, to gdy je weźmie, będzie spokojniejszy, a nie mocniej podkręcony. Często lekarzowi wystarczy taki test z lekiem i rozmowa z pacjentem, by postawić diagnozę. Nie potrzebuje do niej wielostronicowych i drogich kwestionariuszy, na których tak chętnie zarabia teraz wielu psychologów. Choć, jeśli test wyjdzie pozytywnie, przecież i tak pacjent powinien trafić do psychiatry. A sami psychiatrzy podkreślają, że ideałem jest połączenie farmakoterapii z terapią poznawczo-behawioralną. Bo chodzi o to, by zmienić wieloletnie niekorzystne nawyki, który wyrobiliśmy sobie, by jakoś radzić sobie z ADHD. Same leki nie załatwią wszystkiego.
Te leki poprawiają komfort życia z ADHD, a nie jednemu dosłownie ratują życie. Bo jak kończy się nieleczona wieloletnia depresja, w Polsce aż za dobrze wiemy.
W Polsce nie mamy kryzysu opioidowego, jak w USA. Mamy za to co innego. Wciąż na nowo podsycany strach przed lekami psychotropowymi i przeciwbólowymi i wmawianie Polakom, że chcą łykać psychotropy i inne stymulanty, jak cukierki. Pamiętacie niedawną aferę z byłym ministrem Adamem Niedzielskim, który w „trosce” o trzeźwość umysłu Polaków ograniczył możliwość wypisywania leków przeciwbólowych i ujawnił wrażliwe dane lekarza Piotra Pisuli, które wypisał takie leki?
Szkoda, że były minister i wszyscy, których tak trwoży to, że Polacy przyjmują leki psychotropowe i przeciwbólowe z grupy tych uznawanych za „narkotyczne”, i obawiają się o trzeźwość umysłów Polaków, nie martwi się naszą poalkoholową narodową „trzeźwością”. Bo małpki wypełnione alkoholem są sprzedawane w Polsce w takiej ilości, że jeden ze znanych profesorów (niestety, nie pamiętam nazwiska, a nie wyskakuje mi teraz w Google), mówi, że: wypełnione alkoholem małpki to najpopularniejszymi zwierzęta domowe w Polsce. A łatwo je zapakować nie tylko do torby damskiej, lub ten na laptopa, ale i dziecku czy nastolatkowi do tornistra, by móc wypić w korpo czy szkolnej toalecie.
Jestem pewna, że tekst w „Lek na ADHD brany jak cukierki. "Euforia była coraz słabsza, zaczęłam brać więcej, potem rozkruszać i wciągać" opublikowany w „Gazecie Wyborczej” był napisany w dobrej wierze. Niestety jestem też pewna, że podkręci jedynie stygmatyzację dorosłych z ADHD i zniechęci do farmakoterapii tych, którzy jej naprawdę potrzebują. Podobnie, jak kiedyś słynny film Beaty Pawlikowskiej o lekach na depresję.
Nie mamy w Polsce kryzysu opioidowego, jak Amerykanie, dlatego to bicie na alarm i straszenie uzależnieniem od leków, jest nam niepotrzebne. Szczególnie strasznie lekami na ADHD, gdy tylu dorosłych jest niezdiagnozowanych. Polacy wciąż wstydzą się chodzić do psychiatrów i boją brać leki na problemy psychiczne. A ci, którzy się nie wstydzą, nie mogą się do niego dostać. Przynajmniej na NFZ.
Oczywiście, zdarzają się i tacy, którzy nie mają ADHD, ale chcą jeszcze mocniej podstymulować mózg i sięgają po różne rzeczy. Ale wmawianie nam, że to powszechne to tak, jakby ktoś po objerzeniu “Wilka z Wall Streat” powiedział, że każdy makler to narkoman i seksoholik korzystający co dzień z usług luksusowych pracownic seksualnych, spędzający każdy weekend na jachcie. Ale robienie narkomanów z tych, którzy biorą leki psychotropowe w Polsce, jest bardzo przykre, by nie użyć mocniejszego słowa. Naprawdę, to jest ostatnia rzecz, jakiej teraz potrzebujemy. Potrzebujemy za to dostępu do lekarzy i dostępu do skutecznej farmakoterapii.
PS
W portalu Pacjenci.pl ruszamy od jutra z edukacją i obalaniem mitów na temat ADHD dorosłych. Jeśli ktoś z Was m ADHD i chce podzielić się swoją historią, to podaję kontakt: redakcja@pacjenci.pl i dajcie znać, czy ma być opublikowany anonimowo, czy wolicie pod nazwiskiem albo jakimś pseudonimem :)