„Miałam na imię Krzysztof i miałam żonę. Jestem kobietą”. Transpłciowość w Polsce
Odeszła mnie żona i jej rodzina. Moja rodzina też odeszła. Pierwszą reakcją mojej mamy było: „Zniszczyłaś mi życie!” – Agnieszka Kardas wspomina moment, gdy powiedziała bliskim, że czuje się kobietą. Nim nabrała 100 procent pewności, że nią jest, jako Krzysztof miała za sobą ciężkie depresje i próby odebrania sobie życia.
Dziś jest już po operacji korekcji płci, która przebiegła z zagrażającymi życiu i zdrowiu komplikacjami. Ale jest szczęśliwa. „Pierwszy raz w życiu wreszcie czuję się w komplecie” – mówi w rozmowie z Agnieszką Sztyler-Turovsky w podcaście Pacjenci.pl, który możecie posłuchać i zobaczyć na YouTube.
„Musiałam pozwać własną mamę do sądu. Przerażające przeżycie”
Agnieszka Kardas jako Krzysztof zdążyła skończyć studia i zostać informatykiem, a nawet się ożenić. Ale już od dziecka czuła, że coś jest nie tak. Jako Krzysiek nie przystawała do męskiego świata, spotkała się w klasie z bullyingiem. „Byłam najsłabszym ogniwem, nie potrafiłam się bronić” – wspomina.
Wbrew temu, co w Polsce myśli wiele osób, płci nie można sobie wybrać ot tak, na pstryknięcie palcem. To długi proces diagnostyczny, zakończony orzeczeniem psychiatrów, które potwierdza, że tak, ta osoba jest kobietą żyjącą w męskim ciele, albo odwrotnie.
Dla wielu ta diagnostyka może być upokarzająca i trudna, bo biegli zadają naprawdę bardzo intymne pytania. A na koniec trzeba jeszcze wytoczyć proces własnym rodzicom czy opiekunom.
– To było dla mnie przerażające przeżycie. Ta sytuacja jest absurdalna. To wygląda tak, że pozywa się własną mamę czy tatę i spotyka się z nimi w sądzie po dwóch stronach sali. Proces prawny w Polsce w tej kwestii jest tragiczny – mówi.
Dopiero po tej procedurze sąd wydaje zgodę na nowe dokumenty – w dowodzie osobistym oprócz PESEL-u jest upragnione K lub M oznaczające płeć kobiecą lub męską.
Agnieszka Kardas długo wahała się, czy przejść tranzycję. – Ze względu na ludzi, których bardzo szanuję i których kocham – wspomina. Przez jakiś czas wciąż grała Krzyśka, by nie sprawiać rodzicom i bratu bólu. W pewnym momencie to było już za duże poświecenie – poświęcenie samej siebie.
Wcześniej leczyła się na depresję i z jej powodu chodziła do psychologa. W trakcie tej terapii psycholog zasugerował dysforię płciową i dopiero wtedy diagnostyka poszła w tym kierunku. Pierwsza o wszystkim dowiedziała się żona. I wtedy, w Walentynki, zakończyło się ich małżeństwo.
– Półtora miesiąca po tym, jak zostałam odrzucona, podjęłam decyzję o rozpoczęciu kuracji hormonalnej – wspomina Agnieszka. Bliscy nie umieli się z tym pogodzić. – Odeszła mnie żona i dwie rodziny – jej i moja. Od mamy usłyszałam: „Zniszczyłaś mi życie!” – Agnieszka Kardas wspomina moment, gdy zwierzyła się z tego, że choć nie wygląda, jak kobieta, to w środku się nią czuje i po prostu nią jest.
Nim nabrała 100 procent pewności, że jest kobietą, jako Krzysztof miała za sobą ciężkie depresje i próby odebrania sobie życia.
„Przed operacją dopadły mnie wątpliwości. To krok ostateczny”
– Chciałam się zabić. Przez prawie 40 lat nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Dotknęłam ściany i miałam już przygotowane plany samobójcze. Miałam do tego milion powodów. Zasadniczo nie widziałam już sensu swojego dalszego życia, ale zamiast to zrobić trafiłam do psychologa - wspomina. – Depresja potrafi odebrać wszystkie siły, radość z życia i energię. Świat jest tak beznadziejny, że ma się ochotę z niego odejść. Nie róbcie tego, bo jest ratunek i z tego można wyjść – mówi w podcaście Agnieszka Kardas, zwracając się do tych, którzy teraz nie widzą sensu w swoim życiu.
Dziś Agnieszka Kardas ma już nowy dowód osobisty, ze wspomnianym K, oznaczającym kobiecą płeć, a za sobą nie tylko leczenie hormonalne, ale i operacyjną korektę płci. Korekta to eufemizm, bo to operacja ciężka, wielogodzinna.
– Dopadły mnie wątpliwości chwilę przed zabiegiem. Bo to jest krok nieodwracalny. Od tego momentu nie ma możliwości powrotu. O ile jeszcze z terapii hormonalnej jest jakiś powrót, choć oczywiście już nie będzie się po nim identyczną osobą, co wcześniej, to zabieg operacyjny to krok ostateczny. Jestem po takiej operacji. I mogę teraz tylko iść do przodu – mówi.
Pytana o to, z czym muszą się liczyć osoby, które czeka operacja korekty płci, mówi:
– Nie będę ukrywać, że wiąże się ona z potwornym bólem. I olbrzymim ryzykiem. I niesie ze sobą mnóstwo zagrożeń. U mnie niestety też nie wszystko poszło zgodnie z planem. Dostałam krwotoku, już po operacji. Byłam w domu. Sama. Straciłam tyle krwi, że w pewnym momencie poczułam, że odpływam. Wtedy wsiadłam w samochód i z maksymalnie dozwoloną prędkością pojechałam na pogotowie. Bałam się, że jak zadzwonię po karetkę, to przyjedzie za 40 minut i będzie już za późno – wspomina.
Mimo że są dziś dobre środki przeciwbólowe, miesiąc po operacji był dla Agnieszki miesiącem wyjętym z życia.
– Leżałam i bolał mnie każdy ruch, każde wyjście do łazienki czy przygotowanie sobie posiłku. Nie będę tego ukrywać. Tkanki w tej okolicy są po zabiegu bardzo naruszone, a to obszar ciała bardzo unerwiony – mówi. Z konsekwencjami powikłań po zabiegu wciąż się zmaga, choć minęło pół roku. Na dniach czeka ją jeszcze kolejny, po którym ma nadzieję, już wszystko będzie dobrze.
„Wtopiłam się. Nie brakuje dziś wysokich dziewczyn, które noszą buty o rozmiarze 44”
Jak żyje dziś? – Wtopiłam się w społeczeństwo – mówi. – Jestem bardzo wysoką osobą, ale dziś już nie brakuje dziewczyn, które mają ponad 180 cm wzrostu i rozmiar buta 44 – dodaje. Ci, którzy nie znali jej wcześniej, nie domyślają się, że żyła jako mężczyzna. A ci, z którymi pracuje, wiedzą.
Gdy już miała diagnozę i postanowiła przejść kurację hormonalną i operację, akurat była pandemia. Długo wszyscy w firmie pracowali zdalnie. Wróciła do tego samego biura już jako nowa osoba – już nie jako Krzysiek, ale jako Agnieszka.
– Pracodawca przygotował wszystkich ma moje przyjście – wspomina. Wszyscy zachowali się wspaniale – wspomina, jak wparowała do open space w sukience. Koleżanki i koledzy przyjęli to naturalnie.
Po rozwodzie znów jest singielką, chciała szukać nawet nowego partnera życiowego i zarejestrowała się na jednym z portali randkowych. Zaznaczyła, że jest osobą transpłciową.
– Niektórych taka deklaracja zachęca do przekraczania norm dobrego wychowania, puszczają im hamulce. – Nie zliczę tych przypadków, kiedy zostałam zapytana wprost: „co masz w majtkach?”. – Na początku odpowiadałam takim osobom, ale po pewnym czasie już zaczęłam je blokować – wspomina.
Zyskała za to mnóstwo przyjaciółek. To nie tylko rozmowy pełne zrozumienia i żartów, ale i dające prawdziwe wsparcie – doświadczyła go, gdy zmagała się z problemami, m.in. tymi po operacji. Czeka ją zresztą jeszcze kolejna – poza wspomnianą drobną korektą po powikłaniach pooperacyjnych, zdecydowała się też na rekonstrukcję piersi. Utworzyła na ten cel zbiórkę w internecie , bo w Polsce refundowane jest tylko leczenie hormonalne związane z korektą płci, ale operacja już nie.
Niestety, od czasy, gdy powiedziała rodzinie, że zdecydowała się na korektę płci, a kontakty zupełnie zamarły, do dziś nic się w tej kwestii nie zmieniło. Choć to bolesne, to jednak Agnieszka poczuła się wolna, że już nie ukrywa tego, kim jest i nie dźwiga tajemnicy, o której nie wiedzą nawet najbliżsi. Ma nadzieję, że mama i brat jeszcze odnowią kontakt. Bo tato już nie żyje, zabrał go covid.
I nie, nie żałuje kroku, który zrobiła. Wreszcie czuje się wolna i wreszcie sobą. Ale nie wymazała z pamięci tamtych ciężkich lat, gdy nie chciała żyć. I mówi, że “tylko, człowiek, który przeszedł depresję, jest w stanie zrozumieć drugiego człowieka w depresji”. Niedawno do zawodu informatyczki dołączyła drugi – obroniła na SWPS dyplom na wydziale psychologii. I chce pomagać osobom w kryzysach psychicznych, szczególnie tym z doświadczeniem transpłciowości.
Więcej podcastów Pacjenci.pl znajdziesz pod tym linkiem
Przeczytaj też:
Czy cytologia wykrywa HPV? Lekarz odpowiada
Tyle kroków trzeba robić, żeby zmniejszyć ryzyko zawału. Wcale nie 8 tysięcy dziennie!
Nadmierna potliwość to jeden z objawów raka. Szczególnie gdy występuje o tej porze