Stomatolodzy nie mają wyjścia. Muszą podnosić ceny i to nie koniec podwyżek
Ceny usług stomatologicznych rosną bardziej niż inflacja w całym sektorze zdrowia. Widać to w perspektywie kilku lat oraz ostatnich miesięcy. Ta różnica wciąż będzie się pogłębiać. Skąd bierze się nagły wzrost cen? Wyjaśnia ekspert.
Wzrost cen - z czego wynika?
Gabinety dentystyczne przycisnął wzrost różnych kosztów. Coraz trudniej jest im utrzymywać ceny, które wciąż są mocno niedoszacowane. Gdyby stomatolodzy podnosili je w ślad za faktycznymi podwyżkami wszystkich składowych, to usługi byłyby już obecnie droższe o minimum 15% rdr. Natomiast w I kwartale 2025 roku wzrost cen może dobić do 10% rdr.
Szczególnie mogą to odczuć pacjenci w dużych i średnich miastach. Latem Polska znalazła się na czwartym miejscu wśród państw Unii Europejskiej pod względem wzrostu cen oferowanych przez dentystów. Wyższą dynamikę zanotowano tylko w Finlandii, we Francji i na Węgrzech. Z kolei według danych GUS-u, w lipcu br. ceny usług stomatologicznych zwiększyły się rdr. o 8,5%, w sierpniu – o 8,6%, a we wrześniu i w październiku – jednakowo o 8,4%. W całej pierwszej połowie br. wzrost rdr. wyniósł 9,4%, a od stycznia do października – 9%. W analizowanych okresach ceny ww. usług urosły bardziej niż inflacja w całym sektorze zdrowia. W lipcu wyniosła ona w ujęciu rocznym 3%, w sierpniu – 2,7%, we wrześniu – 6,1%, w październiku – 5,9%, w pierwszym półroczu br. – 3,7%, a w okresie od stycznia do października – 4%.
Usługi stomatologiczne drożeją dużo szybciej niż cały sektor zdrowia z kilku powodów. W ostatnich okresach gabinety dotknął dynamiczny wzrost różnego rodzaju kosztów. To spowodowało, że wartość świadczeń musiała iść w górę. Ten stan był oczywiście związany z wysoką inflacją, ale nie tylko. Stale drożeją materiały specjalistyczne oraz rachunki za prąd czy gaz. Rosną też wynagrodzenia kadry pomocniczej. Z miesiąca na miesiąc dentystom coraz trudniej utrzymywać ceny.
Będzie jeszcze więcej
Jeżeli tak dalej pójdzie, to w I kwartale 2025 roku wzrost ten może być prawie dwucyfrowy, tj. lekko poniżej 10% rdr. To oczywiście może doprowadzić do sytuacji, kiedy pacjenci będą zawieszać wizyty, bo zwyczajnie ich nie będzie na to stać. A efekt tego będzie taki, że ich sytuacja skomplikuje się i ten stan będzie trwał kolejne miesiące, kwartały, a nawet lata.
Szczególnie wzrosną ceny w dużych i średnich miastach, bo tam koszty utrzymania najszybciej idą w górę. Zdrożeją też elementy dbania o higienę jamy ustnej. Dla przykładu, można wskazać, że w październiku br. ceny past do zębów urosły o ok. 6% rdr. I ta tendencja również będzie się powiększać.
W sektorze stomatologii nie ma obecnie takich obszarów, w których ceny mogłyby spadać. Wszędzie, z miesiąca na miesiąc, przybywa coraz więcej powodów do podwyżek. W Polsce w dużej części stomatologia opiera się na prywatnych praktykach, które nie mogą sobie pozwolić na dokładanie do swojej działalności. Stomatolodzy, jak wszyscy przedsiębiorcy, muszą przecież zarabiać.
A dlaczego nie na NFZ?
W naszym kraju stomatologia została „zepchnięta” głównie do prywatnych praktyk . Leczenie na NFZ od wielu lat mocno kuleje . Jest słabo dofinansowane. Spychanie pacjenta do sektora prywatnego trwa w najlepsze od bardzo wielu lat. I czym dłużej w to brniemy, tym bardziej oddalmy się od wizji naprawy sytuacji. Na NFZ leczą się w dużej części tylko osoby, których nie stać na prywatną opiekę. I nie jest to zaskakujące.
W ostatnich latach wzrosty cen usług stomatologicznych były wyższe od wskaźnika inflacji w sektorze zdrowia. W 2023 roku widzimy odpowiednio 14,2% i 8,4%. W 2022 roku różnica była jeszcze większa – 14,9% i 7,1%. W 2021 roku to było 8,1% i 3,3%, w 2020 roku – 11,3% i 4,8%, a w 2019 roku – 3,8% i 3,2%. Na ww. wyniki w głównej mierze wpłynęły wieloletnie zaniedbania polityków.
Pandemia i inflacja tylko podgrzały ten stan. Teraz, gdyby przyszło nam się zmierzyć z nawet o połowę groźniejszymi zjawiskami, ceny jeszcze bardziej musiałyby w stomatologii iść do góry. A przecież wiadomo, że już jest drogo i niezwykle ciężko pacjentom. Społeczeństwo powinno głośniej o tym mówić i dopominać się konkretnych działań, bo inaczej będzie coraz gorzej. W końcu dojdziemy do takiego stanu, że naprawdę mało kogo będzie faktycznie stać na dentystę. W kolejnych latach różnica między cenami usług stomatologicznych a inflacją w całym sektorze zdrowia będzie się powiększać. I będzie jeszcze bardziej widoczna.
Problem cen w stomatologii jest bardzo głęboki i nie da się tego szybko rozwiązać. Będzie też postępował. Sytuacja naprawdę się pogarsza, nie tylko dla szeroko pojętej stomatologii, ale przede wszystkim dla samych pacjentów, którzy akurat z ww. profesją medyczną przez polityków zostali rzuceni na tzw. żywioł. I to nie może dobrze się skończyć.
Obecne ceny i tak są jeszcze wciąż mocno niedoszacowane. Są czynniki i składniki rzutujące na całość usługi, które poszły w górę nawet o 20-30% rok do roku, ale ceny tak mocno nie poszybowały w górę, bo stomatolodzy naprawdę bardzo ostrożnie je podnoszą, oczywiście kosztem swojej marży, bo tutaj cudów nie ma. I robią to tylko wtedy, kiedy naprawdę są już do tego zmuszeni. Gdyby robili to w ślad za faktycznymi podwyżkami, mielibyśmy ceny wyższe o co najmniej 15% rdr. Zwykły Kowalski, przychodząc do dentysty, widzi tylko wierzchołek kosztów i część pracy, która odbywa się w gabinecie. I mówi, że za np. 15 min. pracy trzeba zapłacić np. 300-400 zł lub więcej. Jednocześnie nie dostrzega, ile dojście do tego etapu kosztowało – począwszy od wykształcenia, nakładu pracy, zdobywania doświadczenia, szkoleń, a skończywszy na zakupie czy wynajmie lokalu, kupnie narzędzi, leasingach urządzeń i innych „ukrytych” kosztach usług.
Zobacz też:
Apatia a depresja – jak rozpoznać objawy przesilenia jesiennego i odróżnić je od depresji?
Coraz więcej zwolnień lekarskich z tym samym kodem. Przyczyną często jest praca
Depresja? A może po prostu "weź się w garść". Bywa, że nawet lekarze bagatelizują tę chorobę
Autorem komentarza jest dr n. med. Piotr Przybylski, autor publikacji branżowych, implantolog z kliniki Implant Medical