"Poród w Polsce to trauma. Nie chcę mieć przez to więcej dzieci" [LIST]
Do redakcji Pacjentów napisała czytelniczka Paulina, która rodziła w jednym z wielkopolskich szpitali. Swoje doświadczenia opisała w poruszającym liście. Przeczytajcie i dajcie znać, jak przebiegł Wasz poród. Nasz adres: redakcja@pacjenci.pl.
"Poduszki się skończyły"
Kiedy zaczęły się skurcze, cieszyłam się, że to już. Naprawdę bardzo
źle znosiłam ciążę
. Nogi spuchły mi tak, że nie tylko nie mogłam chodzić, ale nawet ich dotknąć. Od szóstego miesiąca
praktycznie leżałam w łóżku
. Całymi dniami byłam sama, bo mąż pracował. Wiadomo jak jest: życie, musiałam to przetrwać.
Po przyjeździe na porodówkę okazało się, że w moim pokoju nie ma poduszki. Kiedy mąż zapytał o to pielęgniarkę, ta odpowiedziała, że "nie ma poduszek, bo się skończyły". Pomyślałam: okej, poduszka to teraz najmniejszy problem. Najmniejszy, bo
czułam, że mój brzuch zaraz eksploduje
, wyłam z bólu.
Obok mnie leżała dziewczyna, która właśnie straciła dziecko. Nie wiedziałam, czy bardziej mi współczuje, czy zazdrości, a może się o mnie boi…
Nacięcie i krwotok
Do porodu podano mi znieczulenie, ale nim poród się skończył, ono przestała działać. Mój synek źle się ułożył, poród trwał 18 godzin. Nie wiem, dlaczego nie zrobili cesarskiego cięcia. Chyba po to, żeby porównywać moje krzyki do zażynania świni. W końcu lekarz nastraszył mnie, że albo urodzę, albo "rozetnie mnie do samego tyłka" .
W między czasie z sali wyszła moja położna, bo – cytuję – skończyła się jej zmiana. Na koniec rzuciła coś, że “takim chudym to ciężko rodzić”. Dla jasności: nie mam niedowagi, mam 172 cm wzrostu i ważę 64 kg.
Zostałam sama. Byłam przerażona, nikt nie mówił mi co mam robić. W końcu lekarz chwycił za skalpel i
rozciął mi krocze
. Krew lała się strumieniami, ale w końcu zobaczyłam moje dziecko – całe we krwi. Płakało, a lekarz na to: "marudny jak mamusia". Gdybym miała siły, mogłabym coś mu odpowiedzieć, ale nie miałam.
Po porodzie zawieziono mnie do mojej sali. To była już noc, okazało się, że nie tam światła. Kiedy przyniesiono dziecko, oświetlałam jego twarz telefonem. Mąż poszedł zapytać o światło, usłyszał, że “to nie hotel”.
Kiedy go nie było zobaczyłam, że moje prześcieradło jest mokre, bo nadal krwawię. Zadzwoniłam na dyżurkę. Przyszła pielęgniarka, a chwilę potem z 20 osób. Tamowali mój krwotok, podawali jakieś leki. Wszystko działo się tak szybko, niewiele pamiętam. Wiem tylko, że kiedy się ocknęłam, ubranie i prześcieradło zmieniał mój mąż .
Pierwszy i ostatni poród
Następnego dnia wypisano mnie ze szpitala. Mój synek był zdrowy i to było dla mnie najważniejsze. Dopiero z czasem zaczęła docierać do mnie ta trauma. Kiedy mąż powiedział, że chciałby mieć drugie dziecko, prawie zemdlałam. Nigdy więcej żadnego porodu. Tu nie chodzi o rozstępy, egoizm. Ja po prostu się boję, że mogę nie przeżyć .
Zobacz też:
Ciąża pozamaciczna może być bardzo niebezpieczna. Jakie daje objawy?