Dziecko wyrzuciła do rzeki. Policjanci pytali po szpitalach
Martwy noworodek znaleziony w domu. Matce grozi dożywocie – o tym dramacie mówi dziś Polska. O innej dzieciobójczyni, też z okolic Lublina, pisał kilka lat temu Paweł Piotr Reszka. Publikujemy fragment.
Pisał do niej prawie codziennie, SMS-y. „Kochanie”, „Maleńka”, „Skarbie”, „Kocham cię”. Był znajomym starszego brata Beaty. Kiedyś przyjechał pomóc przy naprawie ciągnika. Potem zabrał się do remontu domu. Sam podwieszał sufity, kładł podłogę, złożył szafę wnękową. Wpadał do nich, gdy wracał z warsztatu lakierniczego, gdzie pracuje. Skończył tylko podstawówkę, ale był obrotny. Starszy od Beaty o kilkanaście lat. Mieszka wieś dalej, ma troje dzieci, które wychowuje wspólnie z konkubiną.
Mariusz pomagał rodzinie Beaty, ona pomagała jemu. Bo tak się złożyło, że kiedyś policja zatrzymała go, gdy jechał po kielichu, i stracił prawo jazdy. A tu dzieci trzeba do lekarza zawieźć, do pracy dojechać, coś załatwić, piwo albo papierosy kupić. Beata wsiadała więc w jego daewoo leganzę i jechała. Rok wcześniej wracali z ogniska, zjechali do lasu. Stało się. Następne spotkanie, kolejne i tak to trwało.
„Jak facet coś złego zrobi, to każdy oko przymknie”
*
Dom stoi trochę z boku wsi, parterowy, nieotynkowany, zwyczajny. Normalna rodzina – tak mówią sąsiedzi. To też ustalił kurator sądowy. Wywiad środowiskowy wypadł znakomicie. Nikt się na nich nie skarżył, nikt z nimi nie miał konfliktów. Nikt z rodziny nie nadużywał alkoholu, narkotyków, nie było tam głodu, przemocy, wyzwisk.
Beata miała swój pokój, za ścianą rodzice. W osobnym mieszkała starsza o kilka lat siostra, brata stał pusty, bo wyprowadził się już na swoje. Ojciec na rolniczej emeryturze doglądał czterech byków, dużo czasu spędzał przed telewizorem. Matka – pracownik socjalny w gminnym ośrodku. Całe życie powtarzała Beacie, że trzeba mieć studia. Córka poszła na pedagogikę. Wybrała ten kierunek, bo kiedyś, jako szesnastolatka, opiekowała się chłopcem z zespołem Downa i uznała, że nieźle jej to wychodzi. Poza tym wydział był blisko dworca PKS. Zaliczyła dwa lata nauki.
Psycholog, który potem zbadał Beatę, uznał, że ma ona ponadprzeciętną inteligencję.
Sąsiedzi nie powiedzą o niej złego słowa. Przed zajęciami, bladym świtem, jeździła na brokuły, żeby dorobić, rodzinę odciążyć, zawsze chętna do pomocy i nieobojętna. Kiedyś, zimą, sąsiad, ksywa Budyń, zabalował i pod domem urwał mu się film. Zasnął w zaspie. Znalazła go Beata, zadzwoniła po pomoc. Uratowała człowieka po prostu.
Ale siostra Beaty uważa, że kiedy odsiedzi ona wyrok, życia we wsi mieć już nie będzie.
– Bo tak jest w Polsce, nie oszukujmy się! – krzyczy. – Jak facet coś złego zrobi, to każdy oko przymknie, ludzie pogadają i przestaną. A kobiecie nie wybaczą. Taką, co swojemu dziecku krzywdę zrobiła, najlepiej chyba zabić, zakopać gdzieś daleko i koniec.
Faktycznie, Budyń, wyciągnięty z zaspy przez Beatę, zeznawał potem na jej sprawie.
– Na całą okolicę się zhańbiła – oświadczył przed sądem.
Ciało zauważył spacerowicz. Zwrócił uwagę na pępowinę, falowała w wodzie.
*
Seks uprawiali wyłącznie w jego samochodzie. W lesie, przy cmentarzu, nad rzeką. Również w dniu porodu, gdy Beata wróciła z brokułów. A ostatni raz dzień później, ale wtedy on jednak nie chciał, bo zaczęła nagle krwawić. Wyjaśniła mu, że to okres, bo Mariusz, choć widział, jak zmieniało się ciało jego konkubiny w ciąży, u Beaty ciąży nie dostrzegł. To przez inną budowę – twierdził w śledztwie. Poza tym tak naprawdę nie miał czasu, by Beacie się za bardzo przyglądać, bo przecież zawsze się śpieszyli, no i zawsze było od tyłu. Rozbierać mu się nie pozwalała, mógł ktoś przechodzić akurat. A gdy kiedyś zapytał, skąd ten brzuch, powiedziała, że od piwa i tabletek antykoncepcyjnych, potem wyjaśniło się, że zaczęła je brać, gdy już była w ciąży.
Beata uważała, że się domyśla, nawet mimo że nie zwracał uwagi na jej wygląd, jakby był mu obojętny. Tak zeznała.
Nożyczkami ucięła pępowinę. Dziecko zawinęła w podkoszulek
Gdy Mariusz usłyszał w radiu o dziecku, coś go tknęło, a potem jeszcze, gdy widzieli się dwa dni po porodzie, ona, wysiadając z samochodu, spojrzała mu tak głęboko w oczy i dziwnie się uśmiechnęła. – Aż mnie ciarki przeszły.
*
Sobota, 14 października. Do południa była w pracy przy brokułach. Gdy skończyła się robota na polu, wsiadła w samochód i pojechała do Mariusza. Pomogła mu sprzątać garaż. Do domu wróciła pod wieczór. Usnęła w swoim pokoju.
Obudziła się w środku nocy, odeszły jej wody płodowe. Za ścianą spali rodzice. – Dało się wytrzymać, zacisnęłam zęby, zawsze byłam odporna na ból – zeznała potem.
Nożyczkami przecięła pępowinę. Dziecko zawinęła w podkoszulek. Włożyła dres, wyszła z domu. Przeszła przez pole kukurydzy, potem jeszcze kawałek drogą, nad skarpę. W sumie jakieś siedemset metrów. Włożyła dziecko do wody.
Nad brzegiem urodziła łożysko. Wyrzuciła je do rzeki, wróciła do domu, poszła spać. Rano wykąpała się, uprała prześcieradło, a podkoszulek spaliła.
Przez całą drogę nad rzekę ani razu nie spojrzała na dziecko, nie wiedziała, jakiej jest płci. Dowiedziała się, gdy znaleźli ciało. To była dziewczynka.
Gdy niosła córkę nad rzekę, słyszała jej cichy płacz.
Tydzień później zgłosiła się na policję. Od kilku dni trwały poszukiwania matki dziecka. Policjanci sprawdzali szpitale w regionie, pytali lekarzy, czy po pomoc nie zgłosiła się kobieta tuż po porodzie.
Na komendę przyszła z receptą na tabletki antykoncepcyjne, które tego samego dnia zapisał jej lekarz w Lublinie (nie badał jej). Zaskoczonej policjantce wyjaśniła, że sąsiad, Budyń, opowiada o niej pod sklepem niestworzone historie, jakoby to dziecko w rzece miało być jej, ponieważ miała brzuch, a teraz już go nie ma. Sąsiad kłamie, chciała, by policja wzięła to pod uwagę. Powiedziała jeszcze, że właśnie była u ginekologa, który miał potwierdzić, że w ciąży nigdy nie była, proszę, oto dowód, recepta.
Została natychmiast zatrzymana. Szybko się przyznała.
– Motywem, dla którego zabiłam własne dziecko, był strach przed dalszym życiem – powiedziała policjantom.
*
Dwa miesiące przed porodem widziała się z nią jedyna przyjaciółka. – Nie zauważyłam, by Beata była w ciąży – mówi. – Ale zaskoczyło mnie, gdy nagle powiedziała, że gdyby kiedyś zdarzyła się jej wpadka, to mama i siostra jej pomogą. Jakby rozmawiała sama ze sobą.
Dwa tygodnie przed porodem Beatę na ulicy spotkała matka przyjaciółki. Pogratulowała ciąży i zapytała, kiedy rozwiązanie. Beata, wyraźnie speszona, odparła, że to brzuch od piwa, pożegnała się i uciekła.
Dwa dni przed porodem Beata robiła zakupy w Stokrotce w miasteczku. Kolorowe zdjęcia z monitoringu są dobrej jakości. Widać na nich stojącą przy kasie kobietę w ciąży.
O noworodku w rzece matka Beaty dowiedziała się od koleżanki z pracy, mówili o tym w radiu. Wtedy coś ukłuło ją w sercu. Już w domu próbowała porozmawiać z córką. – Mam nadzieję, że nie zrobiłaś nic głupiego. Odpowiedz mi!
Ona jednak milczała. Matka policzyła ręczniki, sprawdziła pościel, obejrzała wersalkę w pokoju Beaty, niczego podejrzanego. Ale dlaczego brzuch córki tak nagle się zmniejszył?
Dziś matka czuje się winna, gdy mówi o córce, trudno jej ukryć łzy. Wciąż pyta samą siebie: co było nie tak z tą naszą rodziną, co zrobiłam źle?
Beata powinna być tu, z nimi, w domu. Siedzi, a on jest na wolności, jakby nic się nie stało. Ale Pan Bóg jest sprawiedliwy i przyjdzie taki dzień, że on tę sprawiedliwość odczuje, ojciec dziecka, tatuś, Mariusz.
Na wszystko brakowało czasu, ciągła harówa. Matka wychodziła rano, wracała po południu, musiała jeszcze sprzątnąć dom, zrobić obiad, kolację, w obejściu też zawsze coś było do roboty. Nie widziała córki prawie cały tydzień przed porodem. Gdy wracała, Beata była na brokułach, na zajęciach albo gdzieś tam, miała swoje sprawy.
Policji powiedział, że jej nie kochał. „Pisałem tak, bo lubiała”
Matka zauważyła oczywiście, że wygląd córki się zmienił, że przytyła. Kiedy już spotkały się w domu, porozmawiać o tym nie można było, bo Beata szybko się denerwowała, odpowiadała krótko i opryskliwie. Nie, nie jest w ciąży. Policjantom matka Beaty przyznała:
– Przypuszczałam, że urodzi w grudniu – przyznała przesłuchiwana przez policję.
Chciała z córką w końcu poważnie porozmawiać, zapytać, co dalej, choćby przez telefon. – Wydzwaniałam do niej, ale nie odbierała. To co miałam zrobić?
Kiedy Beata rodziła, starsza siostra akurat nocowała u chłopaka. Nie, nie zauważyła u Beaty brzucha, za dużo pracy, za mało czasu. Kiedy kończyła pracę w biurze, jechała do zaprzyjaźnionej hurtowni, pomagała w księgowości. No i treningi fitness dwa razy w tygodniu. Gdy starsza siostra chciała coś od Beaty, krzyczała przez drzwi jej pokoju, nie widziała więc, jak wygląda. Zresztą i tak nie dogadywały się najlepiej, w końcu jest między nimi dziesięć lat różnicy.
Jest jeszcze ojciec. O Beacie z żoną nie rozmawiał. Sprawiał wrażenie, jakby nic go nie interesowało poza bykami, telewizją i kawą, którą często pił w kuchni – żona charakteryzuje męża. Zmian żadnych u Beaty nie zauważył. Gdy zeznawał na komendzie, nie mógł sobie przypomnieć, co studiuje córka oraz gdzie, przypuszczał, że jest na trzecim roku, ale pewności nie miał.
*
Co w nim widziała? Mariusz nie ma pojęcia. Źle się czuła w swoim domu, to na pewno. Matka i siostra nie zwracały na nią uwagi, jedna z pracy wróciła, potem druga i opowiadały sobie wrażenia, dyskusje miały. A jak synio przyjeżdżał, to mamusia ogórkóweczkę natychmiast gotowała, żeby zadowolony był tylko. A Beata trochę z boku. Czuła, że nie ma tam wsparcia, i szukała tego wsparcia gdzie indziej. Na przykład u niego. A tak w ogóle to wszystko, co było między nimi, to takie bardziej koleżeńskie, żaden tam związek.
Biegły przejrzał telefony Beaty i Mariusza. Było tam mnóstwo ich wspólnych wiadomości.
No pisał do niej, trudno zaprzeczyć, ale i tak by z tego nic nie było. Nie kochał jej. – Pisałem tak, bo lubiała. Ona zresztą też mi pisała różne rzeczy, że kocha. I miała te swoje różne zwroty, „tygrysku” na przykład.
*
Beata zeznała: kochała Mariusza. Problemy na studiach pojawiły się, gdy zaczęli się spotykać. Trudno jej było zdążyć na zajęcia, gdy była jego kierowcą. No i brokuły. Wiedziała, że jest w ciąży, czuła ruchy dziecka, ale myślała, że urodzi później. W polu chciała zarobić na wyprawkę. To wszystko jakoś tak ją przerosło.
Biegły ustalił jednak, że przez kilka miesięcy wpisywała w wyszukiwarce internetowej:
- „czego nie wolno w ciąży”,
- „jak poronić w drugim trymestrze ciąży”,
- „śmierć dziecka w trzecim trymestrze ciąży”,
- „co może zabić dziecko w piątym miesiącu ciąży”,
- „ciąża obumarła”.
Za zabójstwo dostała dwanaście lat więzienia. Psychiatrom, którzy ją badali, Beata powiedziała, że to, co się stało, jest tylko jej winą, czuje do siebie nienawiść, jest złym człowiekiem.
Sąd uznał, że Mariusz musiał się spodziewać, że jest w ciąży. Nie ma jednak żadnych dowodów na to, że pomógł jej pozbyć się dziecka.
*
Na cmentarzu jeszcze nie był. Czeka na pismo z prokuratury, które oficjalnie potwierdzi, że to on jest ojcem. Na wszelki wypadek lepiej je mieć. Poza tym dziś Mariusz do Beaty ma pretensje. Przecież mogła wprost powiedzieć, że spodziewa się dziecka. Ze zwierzeniami zawsze był u niej ciężki temat, o sobie niewiele mówiła, ale o tym powinna. Mariusz z konkubiną wychowują troje, wzięłoby się i odchowało czwarte. Zdradę partnerka mu wybaczyła, dużo rozmawiali, wyjaśnił, jest dobrze. Nie ma co, ruszyło go to wszystko. Ma przecież dzieci, odchorował tę sytuację. Winny? Nie, winy jego tu nie ma. – Jakby nie było, trochę czuję się ofiarą.
Personalia bohaterów i szczegóły ułatwiające ich identyfikacje zostały zmienione. Tekst jest fragmentem książki reporterskiej Pawła Piotra Reszki „Białe płatki, złoty środek”, Agora, 2021