Pokrzywdzeni przez ortodontów. "Rachunek na 30 tysięcy, zęby nadal krzywe"
Kto nie marzy o równych i białych zębach? Chyba tylko ten, kto je ma… Naszych rozmówców te marzenia zawiodły – można powiedzieć – w przepaść. Stracili mnóstwo pieniędzy, czasu, a przede wszystkim zdrowie. Wszystko przez ortodontów, którzy nie poczuwali się do odpowiedzialności za ich zdrowie.
Jeden zniknął w połowie leczenia, drugi nie powiedział nic o możliwych powikłaniach, a trzeci po prostu oszukał pacjentkę – i to nie jest nasza opinia, tylko kolejnych lekarzy, do których nasi rozmówcy. Na łamach naszego portalu chcą przestrzec przed korzystaniem usług “hobbystycznych ortodontów” i podpowiedzieć Wam, jak mądrze wybrać lekarza. Oto ich historie.
Ortodonta naciągacz
Wybierając ortodontę, pani Patrycja kierowała się opiniami w Google. "Bardzo dobry lekarz. Zęby idealne" – zachęcały ją opinie. – Gabinet był bardzo ładny, a dentysta przemiły. Już na pierwszej wizycie obiecał mi, że leczenie będzie trwało góra 15 miesięcy, a zęby będą piękne i proste. Uwierzyłam mu, bo czemu miałby kłamać?
Niestety rzeczywistość nie była taka kolorowa. Pierwsze komplikacje pojawiły się już kilka dni po założeniu aparatu .
– Odpadły mi zamki, ranił mnie drut. Pan doktor powiedział, że czasem się tak zdarza i przykleił je ponownie. Następnego dnia odpadły znowu. I tak w kółko. Za każdą naprawę płaciłam 50 zł od zamka. W pierwszym miesiącu noszenia aparatu wydałam na to 500 złotych extra. Tego nie było w planie leczenia.
Z czasem Patrycja zaczęła wątpić w umiejętności i wiedzę swojego lekarza. Dołączyła do grupy na Facebooku zrzeszającej "zadrutowanych". Użytkownicy byli zdziwieni, że lekarz założył jej aparat bez wcześniejszych badań : pantomogramu i cefalometrii. Kiedy zapytała o to swojego ortodontę, powiedział, że się nie znają. Tylko, że to pisali lekarze.
– Po prostu wziął wyciski i założył mi aparat. Teraz wiem, że chciał mnie "zaklepać". Łącznie zarobił na mnie 30 tysięcy złotych, a przecież to było parę lat temu, więc te pieniądze miały niższą wartość. Nie jestem bogata, na leczenie wzięłam kredyt. Zostałam z krzywymi, ruszającymi się zębami i długiem.
Patrycja czuje się oszukana. 33-latka tłumaczy, że na koniec leczenia ortodontycznego pacjent zwyczajowo otrzymuje retencję. W jej przypadku miała to być plastikowa nakładka , którą miała zakładać na noc. Wszystko po to, by podtrzymać efekty leczenia. Problem w tym, że w jej przypadku nie została wykonana na zamówienie , a kupiona w sklepie.
– Ortodonta sprzedał mi za 600 złotych nakładkę wybielającą do zębów i wmówił, że to retencja. Znalazłam taką samą na Allegro. Koszt: 20 złotych. To nie jest mój wymysł. Stwierdził to inny ortodonta, do którego poszłam, bo zęby nadal krzywe.
Co Patrycja ma do powiedzenia osobom, które planują założyć aparat? – Nie kierujcie się opiniami w sieci. Je można kupić. Dopilnujcie, żeby przed założeniem aparatu wykonać niezbędne badania. Jeśli ortodonta ich nie zleca, to bardzo mu się spieszy, żeby dostać od Was kasę i mieć Was z głowy. Od takich jak najdalej.
Znikający ortodonta
Piotr pracuje jako kierowca autobusu. Zęby będzie prostował już trzeci raz. – Pierwsze dwa podejścia skopane – mówi Pacjentom. Leczenie rozpoczął, gdy miał 16-17 lat. Ortodonta zalecił mu wtedy aparat stały na górę i ruchomy na dół. Tego dolnego nigdy nie było, choć za niego zapłacono. Górny się popsuł.
– Najpierw odkleiły mi się zamki z trójek, jeden po drugim. Doktor zdjął wtedy zamki z piątek i szóstek. De facto zostały mi zamki jedynie na jedynkach i dwójkach. O co chodziło? Tego nie wiem. Żaden ortodonta nie jest w stanie tego wyjaśnić. W połowie leczenia doktor po prostu zniknął . Zostałem z kilkoma zamkami i wadą zgryzu.
Klinika, w której przyjmował ortodonta nie należała do niego. Okazało się, że dojeżdżał tam z innej miejscowości , a kiedy przestało mu się to opłacać, po prostu zrezygnował, porzucając pacjentów w połowie leczenia. – Żaden ortodonta nie przejmie leczenia po kimś. Trzeba zdjąć aparat i zakładać od nowa. I znowu płacić – relacjonuje Piotr.
Ostatecznie aparat zdjęcia mu "zwykła stomatolog", a on ubiegał się o rekompensatę. – Właścicielka kliniki przyznała, że źle mnie potraktowano. Szczerze mówiąc,
liczyłem na zwrot kosztów leczenia
albo chociaż darmową higienizację, a zaproponowano mi darmową konsultację u innego "orto". Tylko co z tego, skoro za leczenie miałbym płacić?
Kolejne leczenia nastąpiło w 2016 roku. Piotr był już dorosły, pokrył je z własnych środków. –
Bardzo utrudniona komunikacja z lekarzem
. Nie odpowiadał na moje pytania, zbywał mnie, bo w kolejce czekali już kolejni pacjenci. Finalnie zgryz niedomknięty, górne siekacze nie stykały się z dolnymi, wizualnie tragedia.
Na pierwszych dwóch lekarzy
Piotr wydał ok. 20 tys. złotych.
Trzeciego ortodontę wybrał świadomie. – Przed leczeniem polecam odbyć kilka konsultacji i zobaczyć, co lekarz proponuje, jakie ma kwalifikacje, portfolio. Teraz mam świetnego ortodontę, bardzo komunikatywnego i w końcu jestem zadowolony, ale mnóstwo pieniędzy poszło "w kanał".
Piotr uważa, że na rynku jest mnóstwo "hobbystycznych ortodontów", którzy może i świetnie radzą sobie z drobnymi problemami kosmetycznymi, ale nie ze skomplikowaną wadą zgryzu.
Przestrzega przed korzystaniem z usług "dojeżdżających ortodontów"
, którzy w każdej chwili mogą zniknąć.
Życie w bólu
Rzeczą, o której milczą niektórzy ortodonci, są powikłania – tak wynika z relacji pani Joanny. – Ortodonta mnie okaleczył – mówi w rozmowie z Pacjentami. – Przestawił mi stawy skroniowo-żuchwowe. Wysunął szczękę i cofnął żuchwę. Od tamtej pory walczę z bólem. Bolą mnie stawy, kręgosłup, mam migreny . Nie mogę normalnie żyć.
Chirurg szczękowy powiedział Joannie, że odpowiedzialność za dolegliwości bólowe ponosi lekarz. – Moja wada zgryzu od początku kwalifikowała się do operacji. Ortodonta to zataił, bo chciał mieć klientkę . Wydaje mi się, że on po prostu nie umiał przygotować pacjenta do operacji. Podobno nie każdy ortodonta potrafi, bo niektórzy są tylko po kursach.
Co Joanna poleca osobom, które planują leczenie, żeby po jego zakończeniu nie cierpiały, jak ona? – Wizytę u kilku ortodontów. Nie wszyscy mają kwalifikacje, żeby zapewnić pacjentowi najlepsze leczenie. Polecam też wizytę u chirurga . Gdybym na nią poszła, dziś miałabym proste zęby i żyła bez bólu.
Z powodu powikłań i źle przeprowadzonego leczenia cierpiała też Dominika. – Mam za sobą leczenie, które nie tylko nie przyniosło rezultatów, ale i pogorszyło stan moich zębów – zaczyna. – Miałam zapalenie dziąseł z powodu źle naklejonych zamków, resorpcję korzeni, recesję dziąseł.
Miałam proste zęby, a teraz mam szpary
.
Po zakończeniu leczenia Dominika złożyła reklamację, która została uwzględniona w ciągu kilku dni.
Zwrócono jej 10 tysięcy złotych
(koszt leczenia) i opłacono następne. – Przed leczeniem podpisałam umowę, miałam w domu wyniki badań, zdjęcia. I to polecam wszystkim:
wszystko na papierze, nic “na gębę”
. Bez tego nie wygra się w sądzie.
O komentarz w sprawie artykułu i poradę, jak wybrać ortodontę, by nie cierpieć i gdzie zgłosić zaniedbania ortodonty, poprosiliśmy Polskie Towarzystwo Ortodontyczne. Nie dostaliśmy odpowiedzi.
Zobacz też:
Próchnica zębów - 10 faktów i mitów. Ekspert tłumaczy
Dentyści apelują: “Zróbmy 800+. Ale na leczenie zębów u dzieci”
Niepokojące objawy po wszczepieniu implantu zęba. Te symptomy oznaczają, że zabieg się nie udał!