Jak zostać lekarzem w Polsce? Nawet nie trzeba mieć matury. NIL ostrzega, ministerstwo milczy
Studia medyczne bez matury? Brzmi jak absurd, ale w Polsce coraz więcej osób wybiera właśnie taką ścieżkę. Dzięki firmom pośredniczącym, takim jak Dream Med, można rozpocząć naukę na ukraińskich uczelniach medycznych – bez egzaminów wstępnych, bez świadectwa dojrzałości i często… bez konieczności wyjazdu za granicę.
To zjawisko, które budzi coraz większe emocje w środowisku lekarskim. Naczelna Izba Lekarska ostrzega przed „edukacyjną fikcją", Ministerstwo Zdrowia milczy, a Dream Med zapewnia, że wypełnia lukę w systemie, w którym „brakuje 25 tysięcy lekarzy”.
Jak trudno zostać lekarzem w Polsce?
Droga do zawodu medyka w Polsce jest pełna wyzwań. By dostać się na kierunek lekarski, trzeba zdać maturę z biologii i chemii na poziomie rozszerzonym z wynikiem przekraczającym 80 procent. Na najlepszych uczelniach – takich jak Warszawski Uniwersytet Medyczny czy Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego – progi przyjęć przekraczają nawet 86–88 procent.
Po sześciu latach studiów absolwent odbywa roczny staż podyplomowy i zdaje Lekarski Egzamin Końcowy. Na tym etapie może pracować w placówkach podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), na SOR-ach (Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych) lub w nocnej i świątecznej opiece zdrowotnej, a także w centrach krwiodawstwa. Może też rozpocząć kilkuletnią specjalizację (np. z chirurgii) – czasami trwającą nawet 9 lat.
Ale od pewnego czasu istnieje prostsza, choć kontrowersyjna alternatywa.

„Marzenia bez matury” – obietnice Dream Med
Na stronie Dream Med widnieją obietnice: „Zostań lekarzem, nawet jeśli nie zdałeś matury”.
"Wyniki na maturze nie były satysfakcjonujące? Czujesz zmęczenie perspektywą spędzenia roku w niepewności, walcząc o kilka dodatkowych punktów na następnym egzaminie maturalnym? Zamiast uczestniczyć w niekończącym się wyścigu szczurów, istnieje rozwiązanie. Twoja przyszłość nie musi być zdeterminowana wyłącznie przez wyniki matury!" – czytamy.
Firma przekonuje, że pomaga Polakom rozpocząć studia medyczne na ukraińskich uczelniach, które w czasie wojny przeszły na tryb zdalny.
W odpowiedzi na pytania o warunki rekrutacji przedstawiciele firmy potwierdzają:
– Tak, rozpoczęcie studiów jest możliwe bez matury, wymagany jest jedynie paszport oraz świadectwo ukończenia szkoły średniej.
Według Dream Med nauka odbywa się w pełni online, a praktyki – we współpracy z polskimi placówkami medycznymi.
Firma podaje, że z tej ścieżki skorzystało dotąd ponad 120 osób. Część ukończyła już studia, inni wciąż się uczą. Koszt takiego kształcenia wynosi ok. 19 tys. zł rocznie – według rozmówców nawet o 11 tys. zł mniej niż na uczelniach w Polsce w trybie niestacjonarnym.
W środowisku lekarskim narasta sprzeciw. – Po takich uczelniach nie powinno być w ogóle możliwości pracy w Polsce. To tworzy nierówność na rynku pracy – mówi jeden z polskich lekarzy, proszący o anonimowość.
Jak naprawdę działa uznawanie dyplomów zza wschodniej granicy?
Zgodnie z polskim prawem dyplomy medyczne spoza Unii Europejskiej muszą zostać formalnie uznane (nostryfikowane) przez polską uczelnię medyczną. Procedura obejmuje egzaminy językowe, analizę programu kształcenia, różnic programowych i ewentualne egzaminy uzupełniające. Ponadto taki lekarz musi zdać Lekarski Egzamin Weryfikacyjny (LEW), który potwierdza jego kwalifikacje zawodowe i daje możliwość ubiegania się o prawo wykonywania zawodu (PWZ) w Polsce.
Od kilku lat funkcjonuje jednak także tzw. system uproszczony – rozwiązanie wprowadzone w 2020 roku przez Ministerstwo Zdrowia (szefem resortu był wtedy Adam Niedzielski ze Zjednoczonej Prawicy) dla lekarzy spoza UE, w tym głównie z Ukrainy i Białorusi. Umożliwia uzyskanie warunkowego prawa wykonywania zawodu, które pozwala pracować w określonej placówce, pod nadzorem i na określony czas, bez pełnej nostryfikacji dyplomu.
Naczelna Izba Lekarska od lat krytykuje to rozwiązanie, wskazując, że dyplomy uznawane w tym trybie nie podlegają pełnej weryfikacji programowej, a niektórzy kandydaci nie mówią po polsku.
Specjalizacja w ekspresowym tempie
Różnice w systemach kształcenia dotyczą nie tylko studiów, ale też specjalizacji. W Polsce specjalizacje trwają najczęściej 5–6 lat, a w niektórych dziedzinach nawet dłużej. Na Ukrainie – w zależności od uczelni i programu – mogą trwać krócej, czasami dwa lata.
– Formalnie specjalizacje zdobyte na Ukrainie nie są w Polsce uznawane. W praktyce jednak część dyrektorów, zwłaszcza w sektorze prywatnym, przymyka na to oko ze względu na braki kadrowe – mówi przedstawiciel Naczelnej Izby Lekarskiej.
Niektórzy lekarze czują, że trafiają na nierówne zasady gry. – Nie mam pretensji, że ktoś uczy się krócej. Mam pretensję, że jego kwalifikacje są stawiane na równi z moimi – mówi jeden z nich. Opowiada, że spotkał specjalistów zza wschodniej granicy, którzy „nie mieli podstawowych umiejętności klinicznych”.
Dream Med podkreśla, że skrócone ścieżki wynikają z realiów wojny oraz kryzysu kadrowego. Firma zaznacza, że proces specjalizacji odbywa się indywidualnie i nie wymaga obecności na Ukrainie. Według lekarzy z NIL to jednak „droga na skróty, która zagraża bezpieczeństwu pacjentów”:
– Nie trzeba chyba porównywać zakresu kompetencji specjalizacji, która na Ukrainie trwa rok, a w Polsce 5–6 lat – komentuje dr Kosikowski.

Milczenie Ministerstwa Zdrowia
Naczelna Izba Lekarska już kilkukrotnie apelowała do Ministerstwa Zdrowia oraz Ministerstwa Nauki i szkolnictwa Wyższego o interwencję. Bezskutecznie.
– Zwracaliśmy się z tym do MZ i MNiSW obecnego i poprzedniego rządu – bez reakcji – informuje NIL.
Według dra Kosikowskiego, resort zdrowia od lat stosuje wobec lekarzy z Ukrainy łagodniejsze kryteria, co w praktyce pozwala obejść rygorystyczne wymogi stawiane polskim absolwentom.
– Problemem jest, że MZ cały czas stawia przed lekarzami z Ukrainy niższe wymagania i daje im prostszy dostęp do leczenia niż Polakom.
Ministerstwo Zdrowia nie odpowiedziało na nasze pytania o nadzór nad firmami takimi jak Dream Med.
Argumenty Dream Med
Firma zdecydowanie odrzuca zarzuty o obniżanie jakości kształcenia. Twierdzi, że współpracuje wyłącznie z uczelniami akredytowanymi przez ukraińskie Ministerstwo Zdrowia, a ich programy są modernizowane i dostosowane do nowoczesnych form nauczania.
– Wielu lekarzy wykształconych na Ukrainie nostryfikowało dyplomy w Polsce z powodzeniem. Wiedza naszych studentów nie odbiega od poziomu europejskiego – zapewniają przedstawiciele Dream Med.
Środowisko lekarskie w Polsce pozostaje sceptyczne. – Jeśli państwo pozwala na funkcjonowanie dwóch równoległych standardów, pacjenci w końcu poniosą tego koszty – odpowiada NIL.
Druga strona medalu
Kiedy Maryna przekraczała polską granicę w marcu 2022 roku, miała ze sobą nie tylko trójkę dzieci i psa na smyczy. Miała za sobą szesnaście lat pracy jako lekarka rodzinna w Ukrainie i świadomość, że wszystko, co zbudowała, zostało nagle zniknęło. W Polsce zaczynała od zera: bez planu, bez wsparcia, za to z uporczywym przekonaniem, że medycyna to nie zawód, lecz jej tożsamość.
– Nie widzę siebie w innej roli. Byłoby to jak próba życia w cudzej skórze – mówiła.

Początkowo skorzystała z warunkowego prawa wykonywania zawodu, ale od początku wiedziała, że jej celem jest pełna nostryfikacja dyplomu. Uczyła się języka po kilka godzin dziennie, zdała egzamin językowy, odbyła kursy dodatkowe i zaczęła pracę w przychodni POZ. Równolegle przygotowywała się do egzaminu LEW – 160 pytań z wszystkich dziedzin medycyny.
Zdała – jako jedna z około 7 procent kandydatów.
– Ten egzamin nie zostawia miejsca na przypadek – mówi.
Dziś przyjmuje miesięcznie ok. 300 pacjentów. Większość z nich to Polacy. – Pacjenci mi ufają. Rzadko czuję dystans.
Jednocześnie krytykuje lekarzy, którzy wybierają drogę na skróty: – Jeśli żyjemy w Polsce, powinniśmy żyć po polsku. Prawo może się zmienić w każdej chwili, a ktoś bez nostryfikacji może nagle stracić pracę. Ja chcę spać spokojnie, mam dzieci.
– Przykro mi tylko, że jestem traktowana na równi z osobami, które poszły po najniższej linii oporu. Niektórych Ukraińców jeszcze rozumiem, jeśli nie widzą swojej przyszłości w Polsce, ale każda osoba, która chce iść na medycynę na Ukrainie, bo nie dostała się w Polsce, powinna zastanowić się dwa razy. Zdecydowanie lepiej poprawić maturę.
Źródło: Pacjenci
Imię bohaterki zostało zmienione.