Psycholog dziecięcy o hejcie na córkę Nawrockiego. "Nie bronię hejterów, ale winni są też rodzice"

Wieczór wyborczy miał być dla Karola Nawrockiego wielkim świętem. Zwycięzca wyborów prezydenckich znalazł się na scenie z żoną Martą, synami Danielem i Antonim oraz córką Kasią. W świetle reflektorów 7-letnia dziewczynka okazała się najbardziej żywiołowa: uśmiechała się, mówiła coś mamie na ucho, robiła serduszka do publiczności. Krótko mówiąc – zachowywała się jak dziecko. Ale Polska nie wytrzymała tej konfrontacji z wesołą dziewczynką. I dała jej za to internetowe lanie.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy psychologa dziecięcego Igora Wiśniewskiego.
Hejt na córkę Karola Nawrockiego
Popularność Kasi Nawrockiej może nie budziłaby kontrowersji, gdyby skończyło się na sympatycznych komentarzach, nagłówkach typu „Córka Nawrockiego skradła show” i viralowych filmikach. Przecież od lat dzieci pary książęcej w Wielkiej Brytanii odgrywają podobne role podczas oficjalnych wystąpień – i raczej bawią niż gorszą. Tymczasem w Polsce reakcje były zgoła inne. Lawina hejtu, jaka spadła na siedmiolatkę, zaskoczyła nawet tych, którzy na polityce „zjedli zęby”.
„Zupełny brak wychowania”, „cyrk”, „czy ona jest chora psychicznie?”, „walnięta jak ojciec” – to tylko niektóre komentarze, jakie pojawiły się w mediach społecznościowych. Wpisy pełne jadu, nieraz podpisane imieniem i nazwiskiem, autorstwa matek i ojców, dorosłych ludzi, którzy mniej lub bardziej świadomie – kierowali przemoc psychiczną w stronę dziecka.
– To, jak zachowywała się ta dziewczynka było całkowicie normalne. Siedmiolatki na występach szkolnych dokładnie tak się zachowują – mówi w rozmowie z naszym portalem psycholog dziecięcy mgr Igor Wiśniewski.
Ekspert tłumaczy, że to nie patologia, tylko dzieciństwo. Niestety, to, co dla niego jest normą rozwojową, dla wielu internautów jest pretekstem do hejtu.
– Jak najłatwiej trafić w przeciwnika politycznego – czy w ogóle jakiegoś rywala? Przez rodzinę. To jest bardzo skuteczna, ale okrutna praktyka – uważa. Czytaj także: "Depresja dziecięca to cichy wróg". Wywiad z aktorką Agnieszką Sienkiewicz
Skutki psychiczne mogą być poważne
Skutki hejtu wobec dzieci? Niedoceniane.
Zaledwie trzy miesiące temu, kiedy 14-letnia Nina, Polka mieszkająca na stałe w Holandii, odebrała sobie życie na skutek długotrwałego hejtu ze strony rówieśników, dorośli dziwili się, jak dzieci mogą być tak okrutne. Nikt nie pytał, jaki dajemy im przykład. Bo skutki hejtu, jak tłumaczy Igor Wiśniewski, to coś więcej niż chwilowy dyskomfort.
– Mówimy tu o zaburzonych procesach emocjonalno-społecznych, zaczynając od poczucia własnej wartości (czy raczej jej spadku), przez możliwe lęki społeczne – no bo jak to: „ludzie są tacy… tacy – w domyśle – źli, krzywdzący, wypominający, niesprawiedliwi” – po lęki uogólnione czy też zaburzenia nastroju związane właśnie z tym hejtem.
Niektórzy pisali o Kasi, że „na jej miejscu nie wychodziliby z domu". Psycholog podkreśla: uderzenie w wygląd dziecka to szczególnie dotkliwa forma przemocy. Może prowadzić do zaburzeń odżywiania, które... zabijają.
Szczególnie bolesne są komentarze porównujące dziewczynkę do ojca. Małe dziecko nie rozumie politycznych kontekstów. Widzi tylko, że ktoś obraża osobę, którą kocha. – Gdzieś przeczytałem: "naćpana jak ojciec" – wspomina psycholog. Czytaj także: In vitro, aborcja, szczepienia. Co Karol Nawrocki zmieni w ochronie zdrowia?

Dziecko na wiecu – tak czy nie?
W kampanijnym cyrku dzieci często pełnią funkcję rekwizytów. Kandydaci trzymają niemowlęta na rękach, przyjmują laurki od przedszkolaków, słuchają, jak dzieci recytują patriotyczne wiersze. Przekaz jest jasny: „Jestem jednym z was. Zależy mi na przyszłości waszych dzieci".
I to działa, bo trafia w najgłębsze emocje – gdy widzimy polityka, który pochyla się nad dzieckiem, od razu ufamy mu bardziej. Nie jest to jednak tylko polska specjalność.
– To znana sztuczka socjotechniczna z kampanii prezydenckich w USA. Politycy wykorzystując dzieci w kampanii, próbują ocieplić swój wizerunek, zbudować autorytet. Natomiast, nazywając to po imieniu – to jest sharenting. To jest po prostu wykorzystywanie dzieci we własnym celu, bez świadomości konsekwencji, jakie może to przynieść – mówi Wiśniewski.
Dla dziecka wiec wyborczy nie różni się od szkolnego przedstawienia. Dziecko nie rozumie, że staje się częścią politycznej gry. A w dobie internetu wizerunek dziecka szybko przestaje być anonimowy. Zdjęcia i nagrania krążą latami, wracając w nieoczekiwanych kontekstach.
– Rodzice powinni mieć świadomość, że sharenting jest niebezpieczny – cholernie niebezpieczny – ostrzega psycholog.
I dalej:
– Pamiętajmy, że w internecie nic nie ginie. I to dziecko będzie miało kiedyś naście lat, dwadzieścia. I w którymś momencie trafi na filmik ze swoim udziałem z kampanii taty, pod którym przeczyta te komentarze. I owszem, winni będą hejterzy, ale winni będą też rodzice, którzy dopuścili do sytuacji publicznej ekspozycji własnych dzieci.
– Jeżeli politycy są gotowi na poświęcenie własnego potomstwa, chcąc być "tacy amerykańscy", to muszą być gotowi też na to, z czym to się wiąże. To nie jest tak, że próbuję wybielić kogokolwiek, kto rzucił kamieniem w tę dziewczynkę, bo dzieci po prostu nie można w ten sposób krytykować, ale winne są obie strony. Jeżeli nie jesteśmy w stanie zapewnić dzieciom bezpieczeństwa, nie powinniśmy ich w ten sposób wykorzystywać. My, jako dorośli, mamy już swoje mechanizmy obronne. Występując publicznie, powinniśmy być gotowi na to, że możemy spotkać się z krytyką czy hejtem. Ale dzieci nie są na to gotowe.
A co z 21-letnim synem Karola Nawrockiego, który – jak się wydaje – świadomie wziął udział w kampanii?
– Syn Karola Nawrockiego to zupełnie inna sprawa. To dorosła osoba, która jest w stanie wyciągać wnioski na zupełnie innym poziomie percepcji. Siedmiolatka nie ma pojęcia, dlaczego o jej tatusiu mówią takie straszne rzeczy, dlaczego go wyzywają itd. Takie dziecko przez to cierpi – tłumaczy Wiśniewski.
Dzieci w kampaniach wyborczych a prawo
W Polsce nie istnieją przepisy zabraniające wykorzystywania wizerunku dzieci w kampaniach, jeśli zgodę wyrażają rodzice. To tworzy niepokojącą lukę – dziecko nie jest przecież w stanie ocenić, jak obecność w brutalnym świecie polityki, wpłynie na jego życie – nie wie przecież, że – tak jak córka Nawrockiego – za robienie serduszek stanie się ofiarą hejtu.
Na poziomie międzynarodowym Polska jest stroną Konwencji o prawach dziecka, która wprost stanowi, że we wszystkich działaniach dotyczących dziecka priorytetem powinien być jego najlepszy interes. Coraz więcej prawników, psychologów i organizacji społecznych pyta więc: czy eksponowanie dziecka w kampanii politycznej, gdzie może stać się celem brutalnego ataku, nie działa przypadkiem na jego szkodę?
Problem w tym, że granica między „promowaniem rodziny”, „wspólnym świętowaniem" a „instrumentalizacją dziecka” pozostaje rozmyta.
W innych krajach podejście jest bardziej restrykcyjne. W Niemczech polityczne angażowanie dzieci często spotyka się z ostrą krytyką, a w niektórych landach wręcz obowiązują zakazy udziału dzieci w transmitowanych wydarzeniach politycznych.
Może czas na podobne zmiany również w Polsce, skoro naszym narodem rządzi hejt?
Psycholog: "Hejter nie zrozumie"
Wychodzi na to, że mamy przed sobą próbę z empatii, którą jako społeczeństwo oblaliśmy. To był po prostu brutalny atak na dziecko. I trudno nie zapytać w tej sytuacji: co to mówi o nas? Psycholog nie ma dobrych wieści:
– Jeżeli ja chcę się w jakiś sposób dowartościować, poczuć lepiej – to piszę komentarz, w którym mogę wykazać pogardę wobec kogoś. Ja dzięki temu doświadczam nagrody. Czyli ja czuję się lepiej sam ze sobą, mimo że mogę się czuć bardzo źle na co dzień – myśląc o sobie, o swoich dokonaniach, o tym, kim jestem, co robią moje dzieci, czym się zajmują, jakie mają hobby, pasje, jakie mają oceny w szkole.
Specjalista wspomina kampanie edukacyjne kierowane do hejterów. Jego zdaniem są bez sensu, ponieważ odwołują się do uczuć wyższych, których hejterzy po prostu nie mają. – Wynika to z niedojrzałości struktury ośrodkowego układu nerwowego – a konkretnie z niedojrzałości układu kary i nagrody. Także apelowanie do hejterów o odrobinę empatii mija się z celem, bo oni dzięki hejtowaniu czują się lepiej. – tłumaczy.
– To, co my możemy zrobić to przede wszystkim wzmacniać siebie nawzajem, bo jeżeli będziemy dojrzali emocjonalnie, uporządkowani w swoich emocjach – to nie będziemy musieli dodawać sobie znaczenia cudzym kosztem. Jeśli tak robimy, to oznacza, że jesteśmy bardzo słabymi ludźmi, a nasze "paliwo" jest mocno niedoskonałe. Czytaj także: Nastolatki nie boją się śmierci. Czasem wystarczy impuls, by doszło do tragedii




































