Kiedy rodzic staje się paparazzim. Psycholog o tym, jak rodzice kompromitują dzieci w internecie
Na nagraniu krzyk małego chłopca wypełnia kuchnię. Złość, płacz, rzucanie się na podłogę. Kamera w telefonie nie odwraca się – wręcz przeciwnie, rejestruje wszystko i kilka godzin później materiał pojawia się na Facebooku, gdzie znajomi i nieznajomi komentują: „klasyczna histeria dwulatka”. Śmiech pod postem zbiera dziesiątki reakcji. Dla rodziców to tylko „chwila rozrywki”, mówią, że „przecież nic się nie stało", że „trzeba mieć dystans".
Psycholog dziecięca Judyta Kozicka ma inne zdanie:
– Wśród badań przeważają dowody, że częste upublicznianie wstydliwych momentów bez zgody dziecka raczej szkodzi niż uczy. Wielu nastolatków czuje się zażenowanych i narażonych na negatywną ocenę rówieśników z powodu opublikowanych momentów z ich życia – mówi w rozmowie z portalem Pacjenci.pl.
To zjawisko ma już swoją nazwę: sharenting — od „share” (z ang. dzielić) i „parenting” (z ang. rodzicielstwo). Publikowanie wizerunku dziecka, często bezrefleksyjnie, to nie tylko ryzyko emocjonalne, ale i prawne.
Między autoironią a upokorzeniem
Na Instagramie można znaleźć tysiące profili, na których maluchy pozują w pieluchach, śpią z otwartą buzią czy płaczą, gdy rodzic z kamerą „testuje cierpliwość”. Internet nagradza takie treści – lajkami, komentarzami, a czasem nawet kontraktami reklamowymi.
Jednak, jak podkreśla psycholog dziecięca Judyta Kozicka, granica między żartem a krzywdą bywa cienka:
– Czasami pojedyncze ‘autoironiczne’ posty, angażujące dziecko, mogą wzmacniać poczucie humoru i dystansu. Jednak, gdy rodzic publicznie prezentuje dziecko bez jego zgody, jest to przez nie doświadczane częściej jako upokorzenie niż budowanie zdrowej autoironii.
– Jeśli rodzice chcą nauczyć dziecko dystansu i poczucia humoru to najlepszą drogą będą wspólne żarty, a jeśli to istotne to uzgodniona publikacja, a nie jednostronnie opublikowany przed szeroką publicznością kompromitujący materiał – podsumowuje psycholog.

Influencerzy i wysoka cena ośmieszających virali
Publikowanie filmów i zdjęć często wynika z dobrych intencji – chęci „podzielenia się codziennością”. Z czasem te motywacje mogą się zmienić. Sponsorzy, rosnące zasięgi, oczekiwania obserwatorów.
Kozicka nie ma wątpliwości:
– Rekomenduję, aby dobro dziecka cenić ponad polubienia, serduszka, komentarze, udostępnienia, kliknięcia w linki i liczbę odtworzeń czy zapisywanie postów. Jasne granice, udział dziecka w podejmowaniu decyzji i udzielenie mu prawa do prywatności, pozwolą utrzymać jego dobrostan i zapewnić ochronę jego prywatności.
– Część rodziców nie zdaje sobie sprawy z prawnych ram i ryzyka związanego z sharentingiem – zauważa Judyta Kozicka.
– Obserwuje się jak presja prezentowania angażujących treści, otrzymywania sponsorów i zwiększania zasięgów prowadzi do decyzji szkodliwych dla prywatności dziecka, przekraczania granic jego autonomii, a nawet i zaburzania jego dobrostanu.
Na Zachodzie niektóre państwa (np. Francja) już pracują nad regulacjami, które miałyby lepiej chronić prawa dziecka w internecie, w tym udział w zyskach z kont komercyjnych prowadzonych przez rodziców.
Publikacja materiałów kompromitujących dzieci – co na to polskie prawo?
W Polsce wizerunek dziecka podlega ochronie prawnej. Zgodnie z Kodeksem cywilnym i ustawą o prawie autorskim, każde zdjęcie czy nagranie dziecka to jego dobro osobiste. Rodzice mogą decydować o publikacji, dopóki dziecko nie ma zdolności do samodzielnego wyrażania zgody. Jednak ta zgoda nie jest ,,na zawsze".
Dziecko, które dorasta, ma prawo zażądać usunięcia kompromitujących treści – powołując się na ochronę dóbr osobistych, prywatności czy prawa do wizerunku. W skrajnych przypadkach, już jako dorosły, może pozwać rodziców o naruszenie godności i zadośćuczynienie finansowe. W Europie pojawiają się już pierwsze takie sprawy.
Problem w tym, że w internecie „usunięcie” rzadko oznacza całkowite zniknięcie. Kopie, zrzuty ekranu, nielegalne udostępnienia — to sprawia, że materiał raz wrzucony do sieci może żyć własnym życiem przez lata. Doskonale wiedzą to osoby, zwłaszcza dzieci, które przed laty stały się bohaterami memów.
Każdy filmik z histerią, każde zdjęcie z nocnika, każde kompromitujące nagranie to więcej niż tylko kilka sekund rozrywki. To część prywatności dziecka, która – raz ujawniona – może kształtować jego tożsamość, relacje z rówieśnikami i poczucie własnej wartości, utrudnić znalezienie pracy albo sprawić, że stanie się pośmiewiskiem i ofiarą cyberprzemocy.
Czytaj także: Co robią dzieci w sieci? Wstrząsające ustalenia. Rodzice, otwórzcie oczy!
______________________
Judyta Kozicka – psycholog i psychoterapeutka dzieci, młodzieży oraz dorosłych. Absolwentka Uniwersytetu Wrocławskiego, ukończyła szkolenia z zakresu psychoterapii psychodynamicznej w Krakowskim Centrum Psychodynamicznym. Doświadczenie zawodowe zdobywała m.in. w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno-Konsultacyjnym przy Sądzie Okręgowym we Wrocławiu oraz na oddziałach psychiatrii dziecięcej. Od 2016 roku prowadzi własny gabinet i pracuje jako psycholog w przedszkolu integracyjnym. Regularnie poddaje swoją pracę superwizji i jest członkinią Polskiego Towarzystwa Psychoterapii Psychodynamicznej.
Źródło: Pacjenci.pl