Nigdy nie rób tego dziecku. Daniel Martyniuk popełnił błąd?
  Rodzicielstwo w erze mediów społecznościowych to nie tylko dzielenie się radością – to także ogromna odpowiedzialność. Kiedy publiczna osoba, taka jak Daniel Martyniuk, decyduje się pokazać swojego malutkiego synka, pojawia się pytanie: czy to wyraz miłości i otwartości, czy jednak ryzyko przekroczenia granicy? Ostatni wpis Martyniuka, w którym pokazał właśnie uśmiechniętego po kąpieli synka Florianka, ponownie rozpalił dyskusję – i warto spojrzeć na tę sytuację z perspektywy psychologicznej.
- Daniel Martyniuk opublikował zdjęcie syna Florianka po kąpieli, pisząc: „Nie ma to jak szczęśliwy Florianek po kąpu-kąpu”
 - Wcześniejsze zachowania Martyniuka wzbudzały kontrowersje, teraz jego gest odbierany jest jako próba poprawy wizerunku
 - Publikacja wizerunku małego dziecka przez celebrytę wpisuje się w zjawisko sharentingu – czyli nadmiernego dzielenia się życiem dziecka w internecie
 - Dziecko pokazywane w sieci może mierzyć się z późniejszym ryzykiem utraty prywatności, świadomością swojej „publicznej roli” oraz wpływem na relacje rodzinne
 
Syn gwiazdora pokazał dziecko
Daniel Martyniuk, syn gwiazdora disco polo, pojawił się wielokrotnie w nagłówkach mediów – niestety, nie zawsze z powodu, z którego chciałby być zapamiętany. Ostatnio jednak przerwał łańcuch kontrowersji i opublikował na swoim profilu zdjęcie kilkumiesięcznego synka Florianka, owiniętego w ręcznik i szeroko uśmiechniętego po kąpieli.
„Nie ma to jak szczęśliwy Florianek po kąpu-kąpu” – napisał pod fotografią.
Wcześniej Martyniuk znajdował się w centrum uwagi m.in. z powodu awantury w samolocie i innych wpisów na Instagramie, które wzbudziły niepokój. Pokazanie dziecka – pozornie zwykła, ciepła chwila – stanowi wyraźny kontrast wobec dotychczasowego wizerunku. Czy to jednak tylko zmiana narracji czy świadoma strategia medialna?
Przeczytaj też: Danuta Martyniuk miała operację. Schorzenie utrudniało jej życie

Czy Daniel Martyniuk przekroczył granicę?
Pokazanie dziecka w mediach społecznościowych nie jest z definicji złe – jednak granica między naturalną radością rodzica a wejściem w obszar naruszenia prywatności malucha może być cienka. W przypadku Martyniuka pojawia się kilka aspektów, które warto poddać krytycznej ocenie:
Po pierwsze – kontekst: osoba znana z kontrowersji decyduje się nagle pokazać dziecko. Można to odczytać jako gest ojca, ale też jako działanie wizerunkowe. Czy dziecko w tym ujęciu staje się „elementem” komunikacji?
Po drugie – forma i treść: zdjęcie z kąpieli, uśmiechnięty maluch, podpis z nutą żartobliwości – to wszystko działa adoracyjnie, jednak gdy dziecko jest bardzo małe, nie ma możliwości świadomej zgody na publikację wizerunku i zgodę na bycie częścią przestrzeni publicznej.
Po trzecie – długofalowe konsekwencje: czy rodzic przewidział, że ten moment zostanie w sieci na zawsze? Czy zabezpieczył prywatność dziecka? Czy dziecko w przyszłości będzie miało wpływ na to, jak jego wizerunek został użyty?
W ten sposób pojawia się pytanie – czy Martyniuk nie przekroczył tej granicy, w której nasze prywatne dziecko staje się częścią show? A gdy dziecko jest bardzo małe – to on, rodzic, decyduje za nie.
Przeczytaj też: Pomyśl, nim udostępnisz zdjęcie dziecka. Psycholog o ciemnej stronie sharentingu
Sharenting – dlaczego to niebezpieczne?
Sharenting to termin opisujący praktykę rodziców publikowania treści o swoim dziecku w internecie – zdjęć, filmów, relacji. Choć z jednej strony może budować więź i wspólnotę, z drugiej niesie ryzyka psychologiczne:
- Dziecko nie zgadzało się przecież na wystawienie swojego wizerunku. Kiedy zdjęcia lub filmy wrzucane są od narodzin, maluch nie ma możliwości wyrażenia zgody ani zrozumienia konsekwencji.
 - Ograniczanie przyszłej autonomii: publikacja życia dziecka tworzy elektroniczny ślad, który może wpłynąć na to, jak ono samo i inni będą je odbierać. Może to prowadzić do poczucia bycia obserwowanym, ocenianym lub zobowiązanym do spełniania określonej roli.
 - Możliwość wykorzystania treści przez osoby trzecie lub pojawienia się niepożądanych efektów np. wizerunkowych, bezpieczeństwa lub kapitału cyfrowego dziecka.
 
Psychologowie zwracają uwagę, że dzieci potrzebują także przestrzeni, by rozwijać się bez presji bycia „gatunkiem medialnym”. Jeśli każdy moment zostaje udokumentowany i opublikowany, granica między życiem prywatnym a publicznym się zaciera.
W kontekście celebryckim – kiedy rodzic jest osobą publiczną – presja na „ładny obraz rodzinny” może być silna. Pokazanie syna może być autentyczne, ale może też być elementem budowania marki albo relacji z fanami. W takich przypadkach pytanie „dla kogo to?” nabiera znaczenia.
Przeczytaj też: Ile naprawdę kosztuje sharenting? Najwyższą cenę zapłacą dzieci
Z czym się muszą mierzyć pokazywane światu dzieci?
Dzieci, których wizerunek i życie są pokazywane w mediach społecznościowych, mogą zmagać się z szeregiem wyzwań psychologicznych i społecznych:
- maluch może czuć się obserwowany, oceniany, a nawet nagradzany lub karany za to, co rodzic publikuje. W późniejszym wiek dziecka może to prowadzić do konfliktów związanych z tożsamością.
 - utrata prywatności: elementy najintymniejsze – kąpiel, zabawa, sen – mogą być udokumentowane i dostępne online. Dziecko nie ma wpływu na to, co zostaje pokazane, ani na to, jak to będzie interpretowane.
 - presja bycia „idealnym dzieckiem celebryty”: kiedy wizerunek zostaje publiczny, oczekiwania wobec dziecka mogą stać się nienazwane. Dziecko może czuć się zobowiązane utrzymać pozytywny wizerunek, być „ładne”, „uśmiechnięte”, „fotogeniczne”.
 - przyszłe konsekwencje cyfrowe: zdjęcia i filmy raz opublikowane pozostają w sieci, mogą być kopiowane, edytowane, wykorzystywane – a dziecko kiedyś może nie chcieć, by jego prywatne chwile były nadal publiczne. Możliwe są także sytuacje, gdy ktoś uzna, że ma prawo do zdjęcia lub że zdjęcie „należy” do publicznej domeny.
 - relacje rodzinne: jeśli rodzic pokazywał dziecko jako element komunikatu publicznego, może to wpływać na to, w jaki sposób dziecko później odnosi się do rodzica – czy widzi go jako opiekuna czy jako „markę”? Czy ma prawo powiedzieć „nie” i czy ten głos jest respektowany?
 
W przypadku Daniela Martyniuka widok uśmiechniętego Florianka może być uroczym gestem ojca, ale również momentem, w którym dziecko zostaje włączone w rozgrywkę medialną – i to właśnie rodzi pytanie: czy decyzja była dla dobra dziecka, czy też dla dobra jego wizerunku?