Wyszukaj w serwisie
#PrawoiZdrowie choroby profilaktyka problemy cywilizacyjne żywienie zdaniem lekarza uroda i pielęgnacja dziecko
Pacjenci.pl > Zdrowie psychiczne > Szpitalne korytarze znała aż za dobrze. Dziś pomaga innym zdrowieć
Edyta  Brzozowska
Edyta Brzozowska 13.12.2023 22:38

Szpitalne korytarze znała aż za dobrze. Dziś pomaga innym zdrowieć

nastolatka szpital
Halfpoint/Shutterstock.com (zdjęcie ilustracyjne)

Jest jedynaczką. Przemocy od ojca doświadczała od dziecka. Diagnoza: zespół stresu pourazowego, zaburzenia lękowe, depresyjne i psychotyczne. Natrętne myśli o odebraniu sobie życia, i te, które „kazały” jej zabić własnego ojca. Do cichej, bezradnej mamy miała żal. Uwaga! Tekst dla osób w wieku 18+.

Dziś Justyna ma 33 lata. O piekle domowego ogniska opowiedziała Edycie Brzozowskiej dla portalu Pacjenci.pl. Poruszającą historię dziecka, dziewczynki, a dziś kobiety publikujemy nieprzypadkowo 10 października. To Światowy Dzień Świadomości Zdrowia Psychicznego.

Ojciec bił, ale płakać nie mogłam

Krzepki, silny, górujący nie tylko posturą, ale potężnym głosem. Górnik. Na co dzień ciężkimi maszynami wiercił ściany w kopalni węgla brunatnego.

Rytm domowego życia wyznaczała mu praca na zmiany. Jego wolne dni oznaczały dla Justyny spokój, oddech od chwil naznaczonych nieustannym niepokojem o to, czym znów wyprowadzi ojca z jego chwiejnej (choć przecież z tej racji, że nie pił, to trzeźwej) równowagi.

- Im bliżej było kolejnej szychty, ojciec stawał się coraz bardziej nerwowy. Wystarczyła iskra, byle pretekst. Bo źle myła naczynia, bo nie doczyściła kurzu, bo zirytował go zapach wieszanego prania.  Krzywo spojrzałam? Nie spodobał mu się ton mojego głosu? No to z liścia w twarz. Czasem po prostu za nic. A właściwie za swój zły humor. Bił różnie: od tyłu, znienacka, na odlew, z pięści w kręgosłup, czasem w głowę - wspomina Justyna. 

Mówi, że jej ojciec kierował się w życiu prostymi zasadami, a najdoskonalszą z metod na wszelkie problemy, jakie sprawia dziecko, było „wytrenowanie” do życia. No więc przez bicie. Ale na tyle sprytne, że dyskretne. Żeby nie zostawiać śladów.

- Raz tylko poszłam na lekcje z rozciętą wargą. Nauczyciele nic nie dostrzegli, a ja się nikomu nie zwierzałam - opowiada. 

Dla Justyny codziennością było, że ojciec ją wyzywał, najczęściej od głupich. Albo nieudaczników, bachorów, w oczach ojca była też leniwcem z dwiema lewymi rękami.

- Po karach cielesnych płakać nie mogłam, ojciec nie lubił. Mawiał: „nie becz, bo zaraz dostaniesz ode mnie prawdziwy powód do płaczu”, „jak będziesz ryczeć, oddam cię do domu dziecka”. Najgorsze, że po wszystkim lubił analizować sytuację. Kazał sobie tłumaczyć, dlaczego musiał mnie karać biciem. Nie zawsze trafiałam w  satysfakcjonujące go wyjaśnienie. Próbowałam się domyślać, nie zawsze trafnie. Wtedy przychodziła panika, z trudem łapałam powietrze. To było dużo bardziej stresujące niż fizyczny ból.

Ojciec bił, mama bała się zareagować na przemoc wobec córki

Czy leki na trądzik mogą wywołać depresję? Dr hab. n. med. Grzegorz Opielak wyjaśnia 10 ważnych faktów o depresji, które należy poznać!

Mama nie reagowała na przemoc. „Nie pyskuj” - mówiła

Przestraszona, lękowa, cicha i nieśmiała. Podobnie jak Justyna, też bała się piekielnego wrzasku męża. Nie umiała się przeciwstawić, obronić ani małej, ani  nastoletniej, i wreszcie Justyny - studentki uniwersytetu. 

- „Ojciec taki już jest”, „nie wychylaj się”, „nie pyskuj”, „nie wchodź mu w drogę” - mówiła dziewczynce mama. - Nie reagowała, kiedy po jego prawych sierpowych składałam się niczym domek z kart. Któregoś dnia, byłam już nastolatką, znalazła mnie krwawiącą na klatce schodowej. To było po tym, kiedy zgubiłam zegarek i zapytałam ojca, czy go przypadkiem nie widział. Uroił sobie, że posądziłam go o kradzież, więc wściekła krzyknęłam: „Co ty mówisz? To jest chore!”. Bardzo mnie zbił, wybiegłam z mieszkania. Mama ani wtedy, ani później, na przykład kiedy pobił mnie na ulicy czy podczas świątecznej wizyty u rodziny (babcie i ciocie mówiły: „Marek, uspokój się”), a właściwie nigdy nie podjęła żadnych stanowczych kroków: nie pomyślała o wyprowadzce, rozwodu nie chciała.

Justyna, z perspektywy wieloletniej psychoterapii, której zresztą do dziś się poddaje, już wie, że jest książkowym przykładem zjawiska, przez specjalistów nazywanego „parentyfikacją”.

- To dramat tak zwanych „dzielnych dzieci”, które wchodzą w rolę opiekunów własnych rodziców. Ja byłam nianią mamy, od dziecka czułam się za nią odpowiedzialna. Gdy podnosił na nią rękę, stawałam w jej obronie, choć przecież wiedziałam, że nie ujdzie mi to na sucho. Ale w rozmowach z mamą nigdy nie wracamy do przemocy, jaka była naszym doświadczeniem - zaznacza.

Justyna mówi, że jej mama jest na ten temat „zamknięta”. Z trudem wspomina incydent, który zaważył o tym, w jakim miejscu jest teraz, wciąż w trakcie psychoterapii.

- Pewnego razu znów podniósł na nią rękę. Stanęłam w jej obronie. Rzucił mnie na łóżko, dusił.  Przyjechała policja. Ojciec pokazywał jakieś swoje wyniki badań, tłumaczył się wysokim ciśnieniem, stresem w pracy. Wyszło na to, że nie miał wyjścia, „musiał wybuchnąć”.  A funkcjonariusze piętrzyli trudności z założeniem niebieskiej karty. Ostatecznie mama zrezygnowała z tej procedury. To był ten ostatni raz, kiedy ojciec mnie uderzył. A ja się wyprowadziłam. Miałam  21 lat.

Do psychiatry poszła. Najpierw były samookaleczenia

Ale to było znacznie później. Bo wcześniej 13- letnia Justyna po raz pierwszy trafiła do psychiatry. Nie dlatego, że zmagała się z mizofonią (nie tolerowała odgłosów, jakie podczas posiłków przy gryzieniu ojciec). Gdy jechała autobusem, a ktoś obok niej podnosił rękę, by chwycić się za poręcz, bezwiednie cofała głowę, jakby uchylała się od spodziewanego ciosu. I nawet nie dlatego, że zaczęła się okaleczać (tłumaczy, że tylko raniąc żyletką własne ciało, na chwilę się uspokajała, uwalniała z negatywnej energii. Lepszy dla niej od tego emocjonalnego, był ból fizyczny.

- Samookaleczanie, otwarta rana, ból i krew pomagały choć na chwilę zapomnieć o wszystkim złym, co złego działo się w tym miejscu, w którym człowiek powinien czuć się bezpiecznie. Mój dom bezpieczny nigdy nie był - dodaje.

Do psychiatry mama ją zaprowadziła po tym, kiedy pojawiły się nieznośne bóle w klatce piersiowej, nieprzyjemne kołatanie serca, płytkie oddychanie. I urojeniowe myśli, głosy w głowie. Mówiły mi: „zabij ojca”. Albo „zrób sobie krzywdę”. Posłuchała.

Szpital psychiatryczny, depresja

Prób skończenia ze sobą Justyna miała kilka. Po nich - szpital psychiatryczny. Diagnoza: złożony i przewlekły zespół PTSD w związku z przemocą, jakiej doświadczała. Do tego zaburzenia lękowe, depresyjne i psychotyczne. 

- Miałam złe wyniki EEG, jakieś dodatkowe fale w mózgu. Leczenie trwało 20 lat, choć farmakoterapia nie była łatwa, bo jestem lekooporna. Najwięcej zawdzięczam psychoterapii. To  głównie dzięki niej mogę powiedzieć, że weszłam na ścieżkę zdrowia. Teraz chcę pomagać  osobom w kryzysie psychicznym, stać się asystentką zdrowienia - zdradza. 

Asystent zdrowienia to nowość w polskiej psychiatrii. Może nim zostać ktoś, kto doświadczył kryzysu psychicznego lub choroby psychicznej, więc stoi za nim osobiste doświadczenie.

- Na własnym przykładzie można pokazać, że możliwe jest „wyjście na prostą”. A przede wszystkim można pokazać, że choroby psychicznej nie trzeba, nie wolno się wstydzić. I że  psychiatra jest takim samym lekarzem jak internista czy chirurg, tylko zajmuje się innym obszarem zdrowia. Moje doświadczenie pozwala mi zrozumieć co się dzieje z kimś, kto był w „psychiatryku”. Chcę prowadzić po ścieżce odnajdowania się w rzeczywistości. Pokazywać, że mimo choroby psychicznej i traumatycznych przeżyć da się funkcjonować, odnajdywać się w świecie, a nawet pomagać innym.

Masz kryzys psychiczny? Tu szukaj pomocy:
Każdy, kto zauważa u siebie objawy kryzysu psychicznego, może zadzwonić do Centrum Wsparcia Osób Dorosłych w Kryzysie Psychicznym:

Zadzwoń 800 70 2222
Telefon jest czynny 24h/dobę 7 dni w tygodniu i w święta.

Adres strony internetowej Centrum to https://centrumwsparcia.pl/
Czytaj więcej: https://pacjenci.pl/samobojstwo-po-antybiotyku-ostrzezenie-dla-pacjentow-i-medykow-pc-pc-031023

STOP stygmatyzacji dorosłych z ADHD [KOMENTARZ]
ADHD
Łykają je jak „cukierki", lub kruszą i „wciągają nosem"– tak przedstawia dorosłych z ADHD tekst w „Gazecie Wyborczej”. Wierzę, że napisany w dobrej wierze, niestety powiela krzywdzące stereotypy. Przyczynia się do postrzegania tych, którzy przyjmują leki, jako bezrefleksyjnych bohaterów “Wilka z Wall Street”. „Lek na ADHD brany jak cukierki. "Euforia była coraz słabsza, zaczęłam brać więcej, potem rozkruszać i wciągać" – to tytuł tekstu, jaki ukazał się w sobotę 9 grudnia 2023 roku w „Gazecie Wyborczej”. Co o nim myślę? Wystarczająco długo żyję i pracuję, by zdążyć zobaczyć wielu uzależnionych ludzi. Ale nie od leków na ADHD, a od alkoholu, papierosów, seksu i dragów i to właśnie dlatego, że choć mieli ADHD, to niezdiagnozowane. I radzili sobie z tym tak, jak mogli - znieczulając się czym popadnie. W dodatku wielu z nich miało błędną diagnozę - zamiast ADHD, które faktycznie mieli, słyszeli, że mają coś zupełnie innego - i latami leczyli się na depresje, chorobę afektywno-dwubiegunową, bordeerline i wiele innych rzeczy. Dostając leki, które nie działały, bo nie mogły, a często jeszcze pogarszały sprawę. 
Czytaj dalej
„Mój syn i ja. Jesteśmy jak kulisty piorun” Życie z ADHD
Iza z synem ADHD
O tym, że mam ADHD, dowiedziałam się dopiero na studiach. Mój młodszy, 11-letni syn, też je ma. Nie potrzebuję na to zaświadczeń i badań. To bez znaczenia. Szkoła zawodzi, większość kadry to ludzie niszczący indywidualistów. Minęło tyle lat, a mój syn słyszy w szkole to samo, co ja słyszałam, jako dziecko: „łobuz, manipulant, bajkopisarz, niezdara, leń, nieuk” – mówi Izabela. - Postanowiłam o tym opowiedzieć z nadzieją, że osoby z ADHD przestaną być stygmatyzowane. Bo to jest dla nich krzywdzące, a na przestrzeni lat wręcz niszczące – mówi Iza. W portalu Pacjenci.pl publikujemy komentarze osób z ADHD, ich bliskich, a także psychiatrów i psychologów. By walczyć ze stygmatyzacją, po tym, jak kilka dni temu w „Gazecie Wyborczej” ukazał się tekst przedstawiający osoby biorące leki na ADHD niczym szukających wiecznego haju bohaterów „Wilka z Wall Street”. (Jeśli nie czytałaś czy nie czytałeś, to omówiony tu).
Czytaj dalej