Kłodzko: Zdrowe dziecko urodziło się martwe. Wstrząsające słowa matki. Prokuratura bada sprawę

Gdy pani Oktawia zaszła w ciążę, zdecydowała się na prywatną opiekę cenionego ginekologa-położnika z Polanicy-Zdroju. Ucieszyła się na jego widok w szpitalu podczas porodu. Niestety lekarz miał nie być zainteresowany jej obawami, gdy poród się przedłużał. „Lekarz zajmował się przeglądaniem smartfonu” – wspomina zrozpaczona matka.
Ciąża przebiegła bez powikłań
Pani Oktawia i jej mąż bardzo cieszyli się na powiększenie rodziny. Tadzio to ich pierwsze dziecko. Pragnęli zapewnić mu jak najlepszy start w życie. Dlatego postanowili, że ciążę będzie prowadził ceniony ginekolog z Polanicy-Zdroju. Pani Oktawia znała tego lekarza z własnych wizyt i z opowiadań znajomych.
Ciąża 28-letniej kobiety przebiegała prawidłowo. Nikt nie spodziewał się też komplikacji podczas porodu. Jego tragiczny finał był zaskoczeniem dla wszystkich.
Pani Oktawia czuła, że coś jest nie tak
Październikowej nocy 2024 roku, w planowanym terminie, rozpoczęła się akcja porodowa. Pani Oktawia trafiła do szpitala w Kłodzku. Choć nie rodziła nigdy wcześniej, przeczuwała, że coś nie jest w porządku. W rozmowie z dziennikarzem „Gazety Wyborczej” wspomina:
To, co było niepokojące już wtedy, to fakt, że skurcze trwały cały czas, mimo braku rozwarcia i nie miałam kiedy odpocząć (…) Rodziłam wiele godzin, powoli traciłam siły. W pewnym momencie poczułam, że poród ustał, mimo, że główka synka zeszła nisko.
Kobieta nie ukrywała swoich odczuć i obaw, prosiła personel o wykonanie nacięcia. Jednak od lekarza usłyszała, że to niepotrzebne, że „malec prosi się, by się sam urodził”. Ginekolog wydawał się kobiecie nieobecny: „Niestety, pan doktor był jakiś zmęczony, znudzony, cały czas siedział i patrzył w smartfon”.

Przeczytaj też: Nawet 2 lata warto zaczekać z drugą ciążą. To ważne dla zdrowia matki i dziecka
Na sali porodowej zapanował chaos
Osierocona matka wspomina, że wśród osób obecnych na sali porodowej panika wybuchła niespodziewanie. Personel próbował wesprzeć akcję porodową za pomocą chwytu Kristellera, padały komentarze na temat pępowiny, podjęto reanimację dziecka. Na koniec pani Oktawia usłyszała, że „to już nie ma sensu”.
Dziś się zastanawiam, czy gdyby to nacięcie zrobili szybciej, czy może gdyby wykonali cesarkę, Tadziu by żył. Czytałam potem dokumenty z sekcji zwłok. Wynika z nich, że mój synek był zdrowy, nie miał żadnych wad genetycznych. Nie potrafię zrozumieć, jak w XXI wieku, przy takim sprzęcie i wiedzy, można dopuścić, by dziecko zdrowe urodziło się martwe.
Przeczytaj też: Rodziła w nocy na przystanku. Pomogła policja
„Zdarzenie niepożądane”
Rodzice zmarłego Tadzia domagają się sprawiedliwości dla swojego syna. Pani Oktawia chce ukarania lekarza. Trwa śledztwo w sprawie narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia przez osoby sprawujące nad nim opiekę w czasie porodu w Zespole Opieki Zdrowotnej w Kłodzku. Tymczasem prokurator czeka na opinię biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej, co może potrwać kilka miesięcy.
Śmierć małego Tadeusza została zarejestrowana przez szpital jako zdarzenie niepożądane, w związku z czym jeszcze w październiku odbyło się posiedzenie odpowiedniego zespołu. Ekspertom nie udało się jednak ustalić przyczyny tego zdarzenia.
Przeczytaj też: "Poród w Polsce to trauma. Nie chcę mieć przez to więcej dzieci" [LIST]
Źródło:
https://walbrzych.wyborcza.pl/walbrzych/7,178336,31931216,zdrowe-dziecko-udusilo-sie-podczas-porodu-lekarz-zajmowal.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Gazeta_Wyborcza&fbclid=IwZXh0bgNhZW0CMTAAYnJpZBExSGhhSklwUk56Z2VrWDVXUAEeYwfHUpRtu5wwZKA2BIOc2RBsqAUPYLJ2txHcHKhNiA03Vg-H6TYTsmWT0bM_aem_8ZUlFL8ARvQTUCtp7F5SUw





































