Wyszukaj w serwisie
#PrawoiZdrowie choroby profilaktyka problemy cywilizacyjne żywienie zdaniem lekarza uroda i pielęgnacja dziecko
Pacjenci.pl > Zdrowie psychiczne > Atak nożownika. Kluczowa w takich sprawach jest opinia psychiatrów
Agnieszka  Sztyler-Turovsky
Agnieszka Sztyler-Turovsky 19.10.2023 00:20

Atak nożownika. Kluczowa w takich sprawach jest opinia psychiatrów

Grzegorz Opielak psychiatra
Piotr Molecki East News i Centrum Terapii Dialog

Jest tymczasowy areszt wobec 71-letniego Zbysława C., który śmiertelnie ugodził nożem 5-letniego chłopca. Czy spędzi resztę życia w więzieniu czy w szpitalu psychiatrycznym? - Kluczowa będzie opinie biegłych psychiatrów. Orzekną, czy w chwili ataku na dziecko miał zachowaną poczytalność – mówi psychiatra dr hab. n. med. Grzegorz Opielak*.

Przypominamy wywiad, który opublikowaliśmy po ataku nożownika na poznańskim Łazarzu, który w dniu 18 października 2023 roku o godz. 10 nożownik zaatakował spacerujących przedszkolaków. 

Ciężko rannego pięcioletniego chłopca nie udało się uratować. Zmarł po dwugodzinnej operacji w szpitalu. Teraz został tymczasowo aresztowany. Będę go badać biegli psychiatrzy i psycholodzy. - Taka obserwacja trwa zwykle cztery tygodnie, ale może być przedłużona - tłumaczy dr n. med. Grzegorz Opielak, kierownik szpitalnego oddziału psychiatrii i psychogeriatrii w rozmowie z portalem Pacjenci.pl

Nie możemy zrozumieć motywów działania osoby chorej psychicznie

-   Stała się niewyobrażalna tragedia - największy dramat, jaki może spotkać rodzica. Wiele osób w Polsce zadaje sobie teraz pytanie: „dlaczego?” i próbuje zrozumieć, „co popchnęło tego mężczyznę do tak potwornego czynu?”. Ze szczątkowych informacji, bo na razie tylko takie przedostały się do mediów, możemy jedynie próbować domniemywać, że w grę wchodzi stan psychiczny sprawcy – mówi w rozmowie z portalem Pacjenci.pl dr hab. n. med. Grzegorz Opielak,  szef oddziału psychiatrii i psychogeriatrii, wykładowca Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, związany też z Centrum Terapii Dialog w Warszawie . 

– Równocześnie chciałbym, żebyśmy pomówili ogólnie, nie odnosili naszej dyskusji konkretnie do tej sytuacji i tego konkretnego sprawcy. Konkretny przypadek wymaga zawsze osobistego kontaktu z pacjentem – zastrzega psychiatra. Jako zdrowi ludzie nie możemy i nie zrozumiemy motywacji człowieka z zaburzeniami psychicznym, czy po prostu chorego psychicznie. Nie znajdziemy w takiej sytuacji żadnej racjonalnej odpowiedzi, bo jej po prostu nie ma. Wszystko na razie wskazuje na to, że 71-letni mężczyzna z nieznanych przyczyn zaatakował grupę dzieci. Hipotetycznie - słysząc głosy mógł zaatakować grupę dzieci, bo tak nakazały mu treści psychotyczne, czy poczuł się zagrożony. Nie wiemy i raczej się tego nie dowiemy – przypuszcza psychiatra Grzegorz Opielak. 

- Tragedia wydarzyła się w warunkach pozornie bezpiecznych – w biały dzień, w dużym mieście, gdy wokół było wielu ludzi – dzieci szły na pocztę wysłać pocztówki. Sprawca prawdopodobnie nie planował tego co zrobił. W tym wypadku ofiarą zostało dziecko, którego mężczyzna prawdopodobnie też nie znał. Ale w przypadku ostrej psychozy nie można wykluczyć, że ofiarą może stać się dziecko, które sprawca zna, a nawet kocha – w takiej sytuacji może np. zabić własne dziecko czy wnuka – dodaje dr hab. n. med. Grzegorz Opielak, szef oddziału psychiatrii i psychogeriatrii, wykładowca Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, związany też z Centrum Terapii Dialog w Warszawie.

- Zwykle osoby które znamy od lat z sąsiedztwa, a które „chodzą po ulicy i gadają do siebie” na tym poprzestają. Niezwykle rzadko się zdarza, by ktoś taki nagle stawał się bardzo agresywny. Sam z dzieciństwa pamiętam mężczyznę – sąsiada z bloku, który we mnie i w moich kolegów rzucał kamieniami z okna, za każdym razem gdy graliśmy na podwórku w piłkę. Nie przychodziło nam wtedy do głowy, że agresja tego mężczyzny może się nasilić, uważaliśmy to za zabawne. A on po prostu reagował albo urojeniowo, albo po prostu do tego stopnia denerwowało go to, że ktoś kręci się pod oknami bloku, w którym mieszkał – mówi psychiatra. 

Schizofrenia zwykle z wiekiem się „wycisza” – emocje bledną

- Wiedziałem że takie pytanie padnie. Niezwykle rzadko się zdarza, żeby w wieku 71 lat, nawet jeśli człowiek od wielu lat choruje na schizofrenię, z osoby nieagresywnej nagle stał się osobą niebezpieczną. Dlatego ta agresja jest zaskakująca, bo emocje z wiekiem się wyciszają, stają się mniej widoczne. Także w schizofrenii bledną z upływem lat, a nawet szybciej choćby z tego powodu że „zblednięcie afektu” jest jednym z głównych objawów tej choroby. Mimo tego, jak już wspomniałem, nigdy nie mamy możliwości przewidzenia do końca, jak zachowa się człowiek chory. Nie można z góry uznać, że ktoś, kto latami „słyszy” głosy i jest niegroźny, nie zacznie się niepokojąco zmieniać, choćby z powodu ewolucji treści psychotycznych. Zmiany zachowania mogą zauważyć jednak najbliżsi. Widząc wtedy, że chory stopniowo staje się agresywny i w końcu zaczyna zagrażać samemu sobie albo osobom w swoim otoczeniu, możemy nawet zadzwonić po pogotowie. Przyjedzie wówczas karetka w asyście policji i taki człowiek zostanie przewieziony do szpitala psychiatrycznego do izby przyjęć – mówi dr hab. n. med. Grzegorz Opielak.

- Na mocy art. 23 lub 24 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego człowiek taki może trafić do szpitala w trybie pilnym – z uwagi na to, że zachodzą przesłanki iż może zagrażać zdrowiu i życiu – swojemu lub innej osoby. W tym przypadku wdrażane są procedury sądowe, w ciągu 72 godzin zawiadomienie musi trafić do sądu. To w przypadkach pilnych, jeśli sytuacja pilna nie jest, możemy zwrócić się do sądu o to, by chory został przyjęty na leczenie psychiatryczne w tzw. trybie wnioskowym. Ma wówczas zastosowanie art. 29 tej samej ustawy. Sąd ustala, czy sytuacja chorego może się pogorszyć, a ewentualne zagrożenie ze strony takiej osoby może wzrosnąć. Jeśli tak, sąd skieruje taką osobę na przymusowe leczenie w szpitalu psychiatrycznym – dodaje. 

- W wypadku gdy już stała się tragedia, sprawca który może być psychicznie chory trafia do aresztu, a potem do szpitala psychiatrycznego - najczęściej na wniosek sądu. Gdyby ktoś wezwał pogotowie, zanim dopuścił się zabójstwa, mógł poprostu zostać przyjęty na oddział psychiatrii w szpitalu. Chociaż poznański  nożownik został chyba aresztowany, to oczywiście będą badać go także biegli psychiatrzy. Ci ocenią przede wszystkim czy miał zachowaną poczytalność w momencie popełnienia zbrodni – wyjaśnia dr hab. n. med. Grzegorz Opielak.

Tylko bliscy zauważą niepokojące zmiany w zachowaniu

- Psychoza to stan, w którym najprościej mówiąc człowiek ma halucynacje i urojenia. Najważniejsze jednak jest to, że traci możliwość prawidłowego „interferowania” ze światem zewnętrznym – nie myśli logicznie, a przede wszystkim odrzuca wszelkie racjonalne dowody na to, że to co „widzi” czy „słyszy” w rzeczywistości nie istnieje. Problemem w leczeniu psychoz bywa jednak to, że osoby chore po wyjściu ze szpitala, gdy czują się lepiej, odstawiają leki. Uważają, że są zdrowi i w tamtym momencie czują się dobrze. By zapobiec pogorszeniu stanu psychicznego i ewentualnego nawrotu choroby, w tym np. ataków agresji, musielibyśmy stale ją przetrzymywać w szpitalu i nadzorować przyjmowanie przez nią leków. A to przecież niemożliwe! Gdy bliscy takiej osoby widzą, że po wyjściu ze szpitala, odstawia leki i jej stan się pogarsza lub staje się agresywna, mogą jedynie pójść do psychiatry, który wypisał choremu leki i powiedzieć o calej sytuacji. Psychiatra powinien doradzić, czy taką osobę powinniśmy umieścić w szpitalu w trybie pilnym,  czy wnioskować do sądu rodzinnego o skierowanie na przymusowe leczenie naszego bliskiego. Sąd później podejmie decyzję w oparciu o opinię biegłego, który zbada chorego. Te sprawy toczą się w sądach rodzinnych i zwykle decyzja zapada szybko – wyjaśnia psychiatra .

- Pamiętajmy zatem, żeby obserwować naszych bliskich, którzy chorują, np. na schizofrenię. Po to, by w porę reagować. Lepiej czasami zareagować nadmiarowo, ale wyprzedzając to, co jeszcze się nie dzieje, ale potencjalnie może się zdarzyć. Problem jest oczywiście z osobami samotnymi, bowiem nie mają one w domu osób, które mogłyby zauważyć zmiany w zachowaniu. Wtedy ważna jest też czujność sąsiedzka – dodaje psychiatra, doktor Grzegorz Opielak.

* Dr hab. n. med. Grzegorz Opielak jest psychiatrą, szefem oddziału psychiatrii i psychogeriatrii szpitala w Janowie Lubelskim, wykładowcą Uniwersytetu Medycznego w Lublinie, związanym także z Centrum Terapii Dialog w Warszawie.