Wyszukaj w serwisie
#PrawoiZdrowie choroby profilaktyka problemy cywilizacyjne żywienie zdaniem lekarza uroda i pielęgnacja dziecko
Pacjenci.pl > Zdrowie > Cała prawda o boreliozie w rozmowie z prof. Simonem. Czy jest się czego bać?
Edyta  Brzozowska
Edyta Brzozowska 23.01.2024 10:20

Cała prawda o boreliozie w rozmowie z prof. Simonem. Czy jest się czego bać?

prof. Krzysztof Simon: fot. Janusz Krzeszowski/www. woclaw.pl, tło: canva
prof. Krzysztof Simon: fot. Janusz Krzeszowski/www.woclaw.pl, tło: canva

Kleszcze są aktywne także zimą, to skutek globalnego ocieplenia. Kryją się m.in. pod liśćmi i wystarczy kilka stopni ciepła, aby uaktywnić się, ukłuć i w ten sposób przenieść na człowieka zakaźny materiał. - Ale borelioza to choroba w większości przypadków łagodna, samolecząca się. Medycyna zna o wiele poważniejsze choroby przenoszone przez kleszcze – uspokaja prof. Krzysztof Simon, specjalista chorób wewnętrznych i zakaźnych w rozmowie z Edytą Brzozowską. 

Czy kleszczy jako źródła zachorowań na boreliozę należy się bać bez względu na porę roku?

Od razu zastrzegam, że wokół boreliozy wciąż mamy w Polsce do czynienia z niepotrzebnym straszeniem pacjentów. Na skutek powszechnej dezinformacji pacjenci w końcu nie wiedzą, czym borelioza tak naprawdę jest. Przede wszystkim nie jest chorobą śmiertelną, bo na boreliozę wyjątkowo rzadko ktokolwiek umiera: mimo ponad 40- letniej praktyki nie znam takiego przypadku. Jest to bowiem choroba w większości przypadków łagodna, samogojąca i samolecząca się. Do tego nie każde ukłucie kleszcza kończy się nieszczęściem, to znaczy zakażeniem, kiedy rzeczywiście stan pacjenta należy monitorować i ewentualnie leczyć. Ocenia się, że to około 3-5 proc. przypadków. Medycyna zna o wiele poważniejsze od boreliozy choroby przenoszone przez kleszcze.

Jakie to choroby?

Choćby kleszczowe zapalenie mózgu czy tularemia, potocznie nazywana „gorączką zajęczą”. Także komary przenoszące takie choroby jak malaria, denga czy wirusowa zika, choć należą do gatunków tropikalnych, to coraz częściej pojawiają się na terenie Polski i być może z czasem będzie to kolejny lokalny poważnym problem kliniczny. Nie dalej jak w grudniu miałem w swojej klinice aż cztery ciężkie przypadki malarii przywleczone z egzotycznych krajów. I rzecz zdumiewająca: ci pacjenci nie stosowali żadnej profilaktyki przeciwmalarycznej.

Wracając do rodzimych kleszczy: są aktywne także zimą?

Oczywiście. A jest to skutek - negowanego skwapliwie przez niektórych niedowiarków - globalnego ocieplenia. Mimo że za oknem aktualnie mamy śnieg, to generalnie takich zim, jakie bywały jeszcze przed kilkudziesięciu laty już nie ma. Kiedyś podczas długotrwałych siarczystych mrozów larwy nie miały szansy przetrwać, a tym współczesnym, pochowanym w ściółce, liściach i wystarczy kilka stopni ciepła, aby ożyć, wzmóc swoją aktywność, szukać żywicieli. Gdy stają się mobilne, przenoszą się na psa, inne zwierzęta lub człowieka, kłują i przenoszą zakaźny materiał.

Projekt bez nazwy - 2024-01-23T094027.370.png

Nie tylko borelioza. Groźna choroba odkleszczowa dotarła do Polski Niepokojące dane - znaczny wzrost liczby chorych na boreliozę. Jak rozpoznać chorobę?

Jakie osoby są najbardziej narażone na ukłucia kleszczy?

To sprawa indywidualna. Niektórzy ludzie wydzielają feromony i zapachy, które kleszczom wyjątkowo się podobają, inni przyciągają te pajęczaki temperaturą ciała czy delikatniejszą skórą. Po prostu jednych ludzi kleszcze kłują - podkreślam nie gryzą - innych nie. Są myśliwi czy grzybiarze, którzy z racji swojej pasji dużo czasu spędzają w lesie i żaden kleszcz nigdy ich nie zaatakował, a są też osoby, które tylko raz pójdą na spacer do parku i wracają wręcz oblepieni kleszczami. Dlatego warto się chronić i używać specjalnych aerozoli chroniących przed ukłuciami. Trzeba też pamiętać, że choć kleszcze wolą raczej lasy i łąki, to obecnie są praktycznie wszechobecne, spotkamy je także w parkach i naszych ogrodach. 

Wiadomo, że kleszcze na etapie swojego rozwoju występują w różnych postaciach: larw, nimf i dorosłych osobników. Któraś z nich jest szczególnie niebezpieczna dla człowieka?

Zdecydowanie larwy i nimfy. A to z tego prostego powodu, że są małe, wręcz mikroskopijne, a więc z trudem można je na swoim ciele dostrzec. Te dorosłe łatwo po spacerze zauważyć i zwyczajnie je z siebie pod prysznicem strząsnąć. Tu podkreślę raz jeszcze: nie każdy kontakt z kleszczem łączy się z zakażeniem, nie każda zmiana skórna po ukłuciu to objaw boreliozy! Podobnie jak ból stawów nie musi być interpretowany jako skutek kontaktu z żywym krętkiem z rodzaju Borrelia. Oczywiście u pewnego odsetka osób obserwujemy powikłania, na przykład właśnie stawowe czy neurologiczne, ale one w ogromnym odsetku przypadków bardzo dobrze się leczą.

Co powinno nas zaniepokoić po ukłuciu kleszcza?

Jeśli zauważymy u siebie rumień, czyli charakterystyczne zaczerwienienie o średnicy mniej więcej 5 cm, które pojawiło się po ok. 5 dniach w miejscu ukłucia przez kleszcze, to warto skonsultować ten objaw z lekarzem, który zleci testy i przepisze odpowiedni antybiotyk, jednak dużym prawdopodobieństwem objaw ten samoistnie przeminie. Ale i z antybiotykami należy być ostrożnym. Znam przypadek pacjentki, która całe lata przyjmowała cyklicznie doksycyklinę, pomimo że wciąż miała jednakowy poziom przeciwciał w klasie IgM przy ujemnych przeciwciałach w klasie IgG. Skutki były opłakane: zaawansowana choroba wątroby na granicy marskości, uszkodzenie szpiku i przewodu pokarmowego. Co bardzo ważne: pacjent musi iść nie do szarlatana, a do lekarza. Ten fachowo oceni dolegliwości zgłaszane przez pacjenta, zleci odpowiednie badania, które w sposób zgodny z obowiązującą wiedzą zinterpretuje. Ewentualnie przepisze właściwy antybiotyk. Oczywiście na określony czas, na pewno nie wielomiesięczny.

W sieci można się natknąć na ogłoszenia promujące biorezonans jako najskuteczniejszy sposób wykrywania krętków Borelli i ich eliminacji z organizmu. Jak pan to skomentuje?

Zawsze stanowczo przestrzegam, żeby z wielką ostrożnością podchodzić do szeroko reklamowanych terapii typu „biorezonans”, „chelatacja” etc. Naciągacze za ciężkie pieniądze proponują pacjentom wykrycie dziwnych patogenów, które de facto często na terenie Polski w ogóle nie występują. Kilka dni temu przyjmowałem pacjenta, który bezskutecznie leczył się „biorezonansem” oraz mieszanką jakichś bliżej niezidentyfikowanych ziół i dziwił się, że mu nie pomagają. Okazało się, że w ogóle nie miał czynnej postaci boreliozy z Lyme, zwanej też krętkowicą kleszczową, a zmagał się z poważną chorobą z grupy chorób autoimmunizacyjnych. 

Pacjentów może zmylić podobieństwo nazw, gdyż „biorezonans” brzmi podobnie jak „rezonans magnetyczny”. 

Rezonans magnetyczny to technologia medyczna, która umożliwia obrazowe badanie różnych obszarów organizmu „Biorezonans” natomiast jest szarlatanerią. Mało tego, są gabinety, w których na boreliozę podaje się leki na trąd, „przeciw” pierwotniakom czy malarii! To niedopuszczalne.

Jakie testy są zatem wiarygodne?

W przypadku uzasadnionego podejrzenia Boreliozy z Lyme należy zlecić badanie w kierunku obecności przeciwciał w klasie IgM i IgG testem Elisa. Ewentualny wynik dodatni należy potwierdzić lub wykluczyć testem o nazwie Western Blot. W sporadycznych przypadkach obecność wysięku stawowego zakażenie można potwierdzić badaniem molekularnym. Natomiast wielomiesięczne czy wieloletnie utrzymywanie się przeciwciał antyBorelia Burgodorferi w klasie IgM nie ma jakiegokolwiek znaczenia diagnostycznego.

Prof. Krzysztof Simon - specjalista w dziedzinie chorób wewnętrznych i zakaźnych, hepatologii, zakażeń HIV i endoskopii przewodu pokarmowego. Kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii, ordynator Oddziału Zakaźnego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego im. J. Gromkowskiego we Wrocławiu.