Groźna choroba przechodzi ze zwierząt na ludzi. Nazywają ją „dżumą”

Niepozorne objawy mogą zwiastować śmiertelne zagrożenie. Gorączka, dreszcze, bóle mięśni czy kaszel – wszystko to łatwo wziąć za zwykłą infekcję sezonową. Jednak lekarze ostrzegają, że w niektórych przypadkach źródłem choroby nie jest ani wirus, ani bakteria przenoszona drogą kropelkową, lecz… kontakt ze zwierzęciem. Choroba, którą dawniej budziła paniczny strach na wsiach, dziś znów daje o sobie znać.
- Choroba przenosi się na człowieka przez zwierzęta, owady i wodę
- Nazywana jest „króliczą dżumą” albo po prostu „dżumą”
- Jej objawy łatwo pomylić z grypą, ale może prowadzić do poważnych powikłań
- Pierwsze ogniska pojawiły się tuż za zachodnią granicą Polski
Dlaczego lekarze znów biją na alarm?
Jeszcze kilka lat temu choroba ta była uważana za niemal zapomnianą. Dziś, gdy pojawia się tuż za naszą granicą, specjaliści ostrzegają przed niebezpieczeństwem. W Niemczech odnotowano już kolejne przypadki, a weterynarze znajdują chore zwierzęta także w lasach. Najczęściej są to zające i króliki, które od dawna uznaje się za naturalny rezerwuar tego groźnego patogenu.
Niemieckie media alarmują o rosnącej liczbie przypadków „dżumy króliczej”, zwanej też gorączką zajęczą. Do sierpnia 2025 roku w landzie Hesja padłych zwierząt było ponad dwukrotnie więcej niż rok wcześniej – 15 wobec 7. Co istotne, resort łowiectwa poinformował, że do 10 sierpnia potwierdzono tam już cztery zakażenia przeniesione na ludzi. To tyle samo, ile zanotowano przez cały poprzedni rok.
Do infekcji dochodzi w nieoczekiwanych sytuacjach. Wystarczy zetknąć się z martwym lub chorym zwierzęciem, napić się skażonej wody albo zostać ugryzionym przez owada, który przenosi bakterię. Problemem jest także to, że objawy choroby można łatwo pomylić z grypą.
Przeczytaj też: W Polsce odnotowano wiele przypadków tej choroby. Należy zachować ostrożność
„Dżuma królików”, czyli co naprawdę kryje się za nazwą
Tularemia, bo o niej mowa, znana jest też jako „królicza dżuma”. Wywołuje ją bakteria Francisella tularensis, niezwykle odporna i trudna do zwalczenia. W organizmie człowieka atakuje głównie węzły chłonne, układ oddechowy oraz oczy. Choroba ma wiele postaci – od wrzodziejącej po płucną, uznawaną za najbardziej niebezpieczną.
Nazwanie tularemii „dżumą” nie jest przypadkowe. Jej przebieg może być gwałtowny, a nieleczona potrafi prowadzić do sepsy. W historii znane są przypadki, gdy całe wioski traciły zwierzęta w wyniku tej choroby. Co gorsza, bakteria ta była brana pod uwagę jako potencjalna broń biologiczna.
Przeczytaj też: Ta bakteria zabiła miliony ludzi. Nosicielem może być kot?
Objawy, których nie wolno bagatelizować
Początkowe symptomy przypominają grypę: gorączka, dreszcze, kaszel, bóle mięśni i osłabienie. W zależności od drogi zakażenia mogą jednak pojawić się dodatkowe objawy. Przy kontakcie przez skórę rozwijają się bolesne owrzodzenia i powiększone węzły chłonne. Przy zakażeniu drogą oddechową dochodzi do ciężkiego zapalenia płuc, a przy spożyciu skażonej wody – do bólów brzucha i biegunek.
Grupą najbardziej narażoną na kontakt z zakażonym zwierzęciem są myśliwi. Urzędnicy zalecają im stosowanie rękawiczek jednorazowych, maseczek i okularów ochronnych. Jak podkreślają niemieckie służby, liczba przypadków dżumy króliczej w całym kraju pozostaje niewielka, a „ryzyko zakażenia ludzi lub innych gatunków zwierząt w Hesji jest niskie”.

Źródła: sciencedirect.com/science/article/pii/S1877959X25000561,
ages.at/en/human/disease/pathogens-from-a-to-z/tularemia,
pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/11386933/,
msdmanuals.com/professional/infectious-diseases/gram-negative-bacilli/tularemia,
academic.oup.com/femspd/article/53/2/183/495601,
cdc.gov/eid/article/31/4/24-0414_article





































