Choroba objawiła się w Wielkanoc. Powiem Wam, jak wygląda życie z chorym synem [LIST MATKI]
Do naszej redakcji napisała pani Wiesława. W swojej wiadomości opowiedziała o życiu z synem chorym na schizofrenię i o tym, jak poradziła sobie z diagnozą. Oto jej wzruszająca, a zarazem przerażająca historia. Zostańcie z nami.
To było wybitne dziecko
Mam na imię Wiesława, mam 61 lat. Jestem mamą 36-letniego Bartka, u którego w 2014 roku zdiagnozowano schizofrenię. Miał wtedy 27 lat. Kiedy się o tym dowiedziałam, byłam w szoku. Wiedziałam, że coś jest z nim nie tak, ale schizofrenia? To wielkie słowo. Kojarzy się z kaftanem bezpieczeństwa i elektrowstrząsami. To zupełnie nie mój Bartek.
Zacznę od początku... Mój Bartek był dobrym dzieckiem. Na każdym etapie edukacji był najlepszym uczniem w szkole. Kiedyś nawet napisała o nim lokalna gazeta. Zrobili mu zdjęcie wśród dyplomów i podpisali "geniusz". Był też przystojny i to nie jest moja opinia jako matki. Na Walentynki w liceum dostał 40 karteczek.
Nie było mi lekko. Byłam samotną matką. Ledwo wiązałam koniec z końcem, ale tamte lata wspominam dobrze. Byliśmy rodziną, a później coś w Bartku pękło... Przestał czytać książki, stracił zainteresowania, odciął się od znajomych. Zdecydował, że nie idzie na studia, tylko pojechał do pracy do Anglii. Wrócił jeszcze bardziej zmieniony.
Na boso ze święconką
Pamiętam, że to była Wielkanoc – ta sytuacja przypomina się co roku... Siedzieliśmy przy stole i Bartek nagle zaczął się śmiać, ale tak strasznie, jak w horrorze. Co go tak rozbawiło? Wzór na obrusie... Później zaproponował, że zrobi herbatę. Przyniósł ją tylko sobie i swojej siostrze. To było do niego niepodobne.
W następnym roku powiedział, że pójdzie ze święconką. Ucieszyłam się. Poszedł na boso, bo "było gorąco". Wtedy zaczęłam podejrzewać, że bierze narkotyki. Znajoma, u której pracował w sklepie, powiedziała, że pół roku temu rzucił pracę. A przecież codziennie wychodził, brak kanapki... Okazało się, że na każdego dnia stał przez 8 godzin w jednej bramie i mówił wszystkim “dzień dobry”.
Później zaczęły się dziać rzeczy jeszcze bardziej niewytłumaczalne. Pewnego dnia wracałam do domu z cmentarza. Zobaczyłam, że Bartek wynosi meble na śmietnik. Zapytałam, co robi. Powiedział, że w domu są pluskwy. Myślałam, że chodzi o robaki, to byłoby logiczne, ale nie... On twierdził, że podsłuchują go naziści.
I kolejna historia… Na stole leżały czekoladki. Przykrył je kartonem do butów, żeby "nikt ich nie zanieczyścił". I ciągle odłączał telewizor od prądu, wyjmował wtyczkę. Uważał, że telewizor do niego mówi, że wychodzą z niego głosy. Byłam przerażona. Umówiłam wizytę u psychiatry. Zapisałam go w innym mieście, żeby nikt nie wiedział. Ludzie by się od nas odcięli.
Diagnoza dała nadzieję
Kiedy lekarz postawił diagnozę, byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Na szczęście trafiłam na świetnego specjalistę, który powiedział mi, że schizofrenia to nie klątwa, tylko przewlekła choroba, którą się leczy. Bartek dostał leki, zażywa je i widzę wyraźną poprawę. Mieszka sam, radzi sobie lepiej, niż jeden jego rówieśnik.
I może mój syn nie jest taki jak kiedyś, może nie będzie pracował w NASA, tak jak chciał, ale jestem z niego dumna, bo nie kradnie, kocha zwierzęta, jest pomocnym człowiekiem i nigdy nikomu nie zrobił krzywdy. Obecnie pracuje na cmentarzu jako konserwator. Ma nawet dziewczynę.
Po co piszę ten list? Żeby dać wsparcie rodzicom, których dzieci są chore psychicznie. To nie jest Wasza wina, to zupełny przypadek, choroba, tak jak cukrzyca czy reumatyzm. Są na nią leki i działają. Istotne jest to, żeby nie chować głowy w piasek, tak ja przez jakiś czas, gdy czułam już, że coś się dzieje, tylko reagować jak najszybciej, zanim choroba zniszczy mózg.
Twój bliski zmaga się ze schizofrenią lub inną chorobą psychiczną? Napisz do nas na adres: [email protected] – najciekawsze listy opublikujemy.
Zobacz też:
Nie można bagatelizować jej objawów! Czym grozi nieleczona schizofrenia?
Kto najczęściej choruje na schizofrenię? Czy schizofrenia jest dziedziczna?