Joanna Kołaczkowska: zdjęcie, które pokazuje prawdę. "Była przyparta do muru”

Przyjaciel Joanny Kołaczkowskiej 11 tygodni temu opublikował na Instagramie wymowne zdjęcie. "Przyparta do muru" – napisał na Instagramie franciszkanin Lech Dorobczyński, jej przyjaciel. To zdjęcie i jego apel mówi więcej niż tysiąc słów.
- Joanna Kołaczkowska zmarła na raka – artystka przez lata zmagała się nie tylko z chorobą nowotworową, ale i z kancerofobią
- Wymowne zdjęcie Kołaczkowskiej obiegło internet – opublikowane przez franciszkanina Lecha Dorobczyńskiego, pokazuje ją "przypartą do muru”
- Nowotwory w Polsce – alarmujące dane – każdego dnia z powodu raka umiera ok. 300 osób; pacjenci często nie otrzymują odpowiedniego wsparcia psychologicznego
Nowotwór, którego się bała
Joanna Kołaczkowska zmarła w nocy z 16 na 17 lipca. Miała 59 lat. Wiadomość o jej śmierci na swoijm Facebooku opublikował kabaret Hrabi, z którym była związana od ponad 20 lat. Widzowie nazywali ją carycą polskiego kabaretu – pełną wdzięku, ironii, wyczucia słowa. Mało kto wiedział, że kilka lat temu chorowała na czerniaka, a gdy już wyzdrowiała, zapadła na kancerofobię, czyli paniczny strach przed rakiem.
– Przeżyłam straszliwy szok, kompletna szajba, przez miesiąc nie pamiętałam, że jestem w ciąży – wspominała w rozmowie z "Gazetą prawną". Strach nie odpuszczał. Kołaczkowska przyznawała, że regularnie prosiła lekarzy o kolejne badania, rezonanse, tomografie. – Ciągle się bałam, że mam gdzieś raka, co chwila chodziłam do lekarzy i domagałam się nowych badań, prześwietleń, rezonansów, tomografów. W końcu wysłali mnie do psychologa – przyznała.
W tej sytuacji jest wielu chorych
Joanna Kołaczkowska nie była wyjątkiem. W Polsce rocznie na raka umiera 109 tysięcy osób – to 300 dziennie. Diagnozy stawiane są zbyt późno, ścieżka leczenia bywa zawiła, a kolejki do onkologa liczy się w miesiącach. Chorzy często słyszą, że "teraz trzeba czekać”. Choroba jednak nie czeka.
W Narodowym Teście Zdrowia Polaków z 2023 roku aż 58 proc. respondentów przyznało, że nowotwór wystąpił w ich najbliższej rodzinie. Z danych Krajowego Rejestru Nowotworów wynika, że w samym 2019 roku zachorowało 170 tys. osób. Statystyki międzynarodowe są jeszcze bardziej niepokojące: w ostatnich 30 latach liczba zachorowań u ludzi poniżej 50. roku życia wzrosła aż o 79 proc.
Wszystko to składa się na obraz systemu, który – mimo nowoczesnej diagnostyki i coraz lepszych terapii – wciąż nie działa, jak powinien. Brakuje kadr, sprzętu, profilaktyki. Brakuje też kompleksowej opieki psychologicznej dla chorych. Można powiedzieć, że tak Kołaczkowska, są “przyparci do muru”.
Przypomnijmy, że Kołaczkowska już wtedy, gdy pierwszy raz zdiagnozowano u niej raka, mówiła o tym, czego nie zawierają medyczne raporty – o strachu przed cierpieniem, o potrzebie kontroli, o lęku przed tym, co się stanie po jej śmierci.
– Nie wiedziałam, co dalej ze mną będzie, co z dzieckiem, czy nie będą mi robić jakiejś chemii, która będzie mogła mu zaszkodzić. To była rozpacz – wspominała. – Przeżywałam głęboki lęk przed cierpieniem, utratą bliskich, odejściem, ale przede wszystkim przed tym, co to będzie, jak mnie nie będzie – mówiła.
Niestety, Kołaczkowska ponownie zachorowała na raka. Jej stan, jak wskazywały wpisy jej przyjaciół, nie był dobry. Również Kabaret Hrabi wstrzymał występy.
Znajomy Kołaczkowskiej kilka tygodni temu opublikował na Instagramie wymowne zdjęcie. "Tak. Dobrze widzicie. Joanna Kołaczkowska. To zdjęcie bardzo pokazuje Jej obecny stan - przyparta do muru bardzo: nowotwór. Sprawa poważna (w przeciwieństwie do Aśki na scenie)" – napisał.
Czytaj także: Kołaczkowska miała czerniaka. Takie znamiona na skórze powinny Cię zaniepokoić
Polacy nie wiedzą jak wspierać chorych na raka
Diagnoza nowotworu potrafi wywrócić życie do góry nogami. Również psychiczne. Człowiek czuje się inny, zdarza się, że otoczenie nie wie, jak ma się zachować, ludzie boją się, że powiedzą coś przykrego, wręcz unikają chorych na raka – z tą sytuacją spotyka się mnóstwo chorych. Joanna Kołaczkowska miała jednak to szczęście, że miała za sobą rzesze fanów, bliskich, duchownych, przyjaciół.
Franciszkanin Lech Dorobczyński, który jeszcze przed jej śmiercią rozpoczął dziewięciodniową modlitwę w intencji jej zdrowia. W kościele św. Antoniego przy Senatorskiej w Warszawie gromadzili się ludzie – ci, którzy znali Joannę Kołaczkowską osobiście, i ci, którzy kochali ją jako artystkę. Po jej śmierci Dorobczyński napisał na Instagramie tylko jedno zdanie: "Niebo w radości, a ziemia w smutku”.
źródło: Narodowy Instytut Onkologii, Narodowy Fundusz Zdrowia, Instagram, Gazeta Prawna
Czytaj także: Te badania mogą wykryć raka, zanim będzie za późno. Śmierć Kołaczkowskiej powinna być dla nas przestrogą





































