Polacy kochają te sery. Są napakowane rakotwórczą chemią

Serki topione, plastry „na tosty” i kremowe smarowidła kuszą łatwością użycia i długą trwałością. Jednak pod apetyczną etykietą kryje się miks dodatków, które mogą szkodzić zdrowiu – od emulgatorów po związki powiązane z ryzykiem nowotworów układu pokarmowego. Sprawdzamy, które sery lepiej zostawić na półce sklepowej, zanim wylądują na kanapce.
- Sery topione stanowią już ok. 8 proc. krajowej produkcji serów, a ich sprzedaż w 2024 r. nadal rosła
- Serki topione i plastry do tostów często zawierają emulgatory, fosforany i zagęstniki, które w nadmiarze mogą zaburzać metabolizm i zwiększać ryzyko chorób jelit
- Niektóre dodatki w serach, jak karagen (E407) czy nitrozaminy, są badane pod kątem związku z rozwojem nowotworów przewodu pokarmowego – zwłaszcza przy częstym spożyciu.
Polacy zajadają się serami
Polska znajduje się w ścisłej czołówce światowych producentów serów – według danych branżowych, należy do pierwszej piątki, a roczna produkcja przekracza 990 tys. ton. Na sklepowych półkach wciąż dominują tradycyjne twarogi i sery dojrzewające, zwłaszcza żółte, ale coraz większy udział w rynku – już niemal co dziesiąty kilogram – mają sery topione.
Tradycyjny nabiał to wartościowy element diety: dostarcza pełnowartościowego białka, wapnia oraz witaminy B12, która odgrywa kluczową rolę w funkcjonowaniu układu nerwowego i produkcji krwinek czerwonych. Nic więc dziwnego, że sery od pokoleń goszczą na polskich stołach.
Problem zaczyna się wtedy, gdy miejsce naturalnych produktów zajmują wyroby wysokoprzetworzone – tzw. produkty seropodobne, często pełne tłuszczów utwardzonych, skrobi, zagęstników i barwników. Choć przypominają ser w wyglądzie i konsystencji, ich wartość odżywcza i wpływ na zdrowie mogą być zupełnie inne. W dłuższej perspektywie taka zamiana może oznaczać nie tylko uboższą dietę, ale także większe ryzyko chorób metabolicznych.

Coraz mniej sera w serze. Te produkty kuszą wygodą, ale mogą szkodzić zdrowiu
Coraz częściej sięgamy nie po tradycyjne sery, a po ich łatwiejsze w użyciu, wysoko przetworzone odpowiedniki. Sery topione, kremowe pasty kanapkowe czy produkty „na tosty” zyskują na popularności nie przez wartości odżywcze, lecz dzięki łatwości smarowania, długim terminom przydatności i silnej promocji marketingowej.
Jak podaje Nielsen, sam rynek serów topionych wzrósł w 2024 roku o kolejne 1,6%, a lider kategorii kontroluje niemal połowę sprzedaży w tym segmencie [m.forummleczarskie.pl].
To zaledwie fragment szerszego zjawiska – rosnącego spożycia żywności ultraprzetworzonej, pełnej soli, tłuszczów nasyconych i syntetycznych dodatków. Regularne wybieranie takich produktów, zamiast naturalnych wyrobów mlecznych, może prowadzić do zubożenia diety, a w dłuższej perspektywie zwiększa ryzyko nadciśnienia, chorób sercowo-naczyniowych i przedwczesnej śmierci.
Czytaj też: Szkodzą tak, jak papierosy. 5 produktów, które niszczą zdrowie jak tytoń
Te sery warto ograniczyć. Dietetycy biją na alarm
Nie każdy ser to dobry wybór dla zdrowia. Choć produkty mleczne kojarzą się z wapniem i białkiem, niektóre ich wysoko przetworzone wersje zawierają składniki, które mogą szkodzić – zwłaszcza przy regularnym spożyciu. Dietetycy coraz częściej zwracają uwagę na trzy grupy serów, które trafiają na ich „czerwoną listę”.
Serki topione w bloczkach — zawierają nawet 1–2 gramy soli w jednej porcji oraz fosforany (E450–E452), które stosuje się jako emulgatory. Nadmiar sodu sprzyja rozwojowi nadciśnienia, a fosforany, choć legalne, w nadmiarze mogą osłabiać kości i zwiększać ryzyko miażdżycy.
"Kremowe” serki kanapkowe typu Almette — choć reklamowane jako delikatne i puszyste, często zawierają zagęstniki, stabilizatory i sztuczne aromaty, które poprawiają teksturę, ale nie niosą wartości odżywczych. Dodatkowo mogą występować w nich utwardzone tłuszcze roślinne, źródło szkodliwych izomerów trans, które zaburzają gospodarkę lipidową organizmu.
Plastry do tostów (tzw. processed cheese slices) — to nie klasyczny ser, lecz mieszanka serwatki, oleju palmowego i odpadów serowarskich, formowana w cienkie, łatwe do roztopienia plastry. Po podgrzaniu mogą uwalniać związki pogarszające profil lipidowy krwi, a ich wartość odżywcza jest niewielka w porównaniu z serem dojrzewającym.

Chemia, która szkodzi
Choć sery są cenionym składnikiem diety, zwłaszcza jako źródło białka i wapnia, wiele dostępnych na rynku produktów – szczególnie tych przetworzonych – zawiera dodatki technologiczne, które mogą budzić niepokój z punktu widzenia zdrowia. Część z nich służy poprawie konsystencji, trwałości czy smaku, ale coraz więcej badań wskazuje na możliwy związek między niektórymi z tych substancji a rozwojem nowotworów, szczególnie przy długotrwałym i nadmiernym spożyciu.
Oto najczęściej wymieniane składniki budzące kontrowersje:
- Nitrozaminy (np. NDMA, NDEA) – mogą tworzyć się wtórnie, gdy użyte w serze azotyny reagują z aminami białek; Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) uznał narażenie konsumentów na nitrozaminy za „kwestię budzącą obawy onkologiczne”,
- Karagen (E407) – popularny zagęstnik; część badań na zwierzętach łączy jego zdepolimeryzowane formy z rozwojem raka jelita grubego, a u ludzi wysokie spożycie koreluje z większym ryzykiem nowotworów układu pokarmowego,
- Mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych (E471) – pełnią funkcję emulgatorów; wielka kohorta francuska NutriNet-Santé powiązała ich wysoką podaż z rosnącym ryzykiem raka piersi i prostaty,
- Polifosforany (E451–E452) – klasyfikowane jako nieszkodliwe onkologicznie, ale nadmierne spożycie fosforanów zaburza gospodarkę wapniowo-fosforanową i sprzyja zwapnieniom naczyń, co pośrednio może zwiększać stres oksydacyjny w organizmie,
- Barwnik annato (E160b) i konserwanty sorbinianowe (E200–E203) występują rzadziej, lecz u osób wrażliwych prowokują stany zapalne skóry i błon śluzowych – czynniki predysponujące do zmian przednowotworowych (brak jednak jednoznacznego dowodu na bezpośrednie działanie rakotwórcze).
Przeczytaj również: Jesz jogurty o smaku owocowym? Lepiej przestań!





































