"Wymuszony seks zdarza się też w małżeństwie". Pacjenci.pl patronem światowej kampanii walczącej z przemocą
Czy gwałt w małżeństwie, lub nieformalnym związku w Polsce zdarza się często? Na to pytanie odpowiada Renata Durda, która 18 lat szefowała „Niebieskiej Linii”, znanej organizacji pozarządowej niosącej pomoc ofiarom przemocy domowej.
„16 dni przeciw przemocy wobec kobiet”* to światowa kampania. Portal Pacjenci.pl objął ją patronatem.
Pod tym linkiem możesz podpisać apel do rządu w sprawie poparcia dyrektywy UE o przemocy wobec kobiet: https://bit.ly/3ubnB8D
"Bo zupa była za słona” to kampania z inicjatywy Jerzego Mellibrudy
Renata Durda 18 lat szefowała „Niebieskiej Linii”, jednej z najbardziej znanych organizacji pozarządowych niosących pomoc ofiarom przemocy domowej.
Dr Monka Ksieniewicz-Mil: Jak to się stało, że trafiłaś do Niebieskiej Linii? Z wykształcenia jesteś dziennikarką.
Renata Durda z Niebieskiej Linii: Wychowałam się w latach 60. i 70. na osiedlu bloków wojskowych. Nasi ojcowie jeździli na poligony (sceny o ćwiczeniach wojskowych w latach 70. z „Czterdziestolatka” są bardzo realistyczne!), a matki w większości „siedziały” w domu. Jak ojcowie wracali do domów to robili porządki w inwentarzu domowym – żony, dzieci, całe podwórko musiało ich słychać. Mój tato na szczęście sam nie znosił drylu wojskowego i dosyć szybko wymknął się na rentę, ale nadal mieszkaliśmy na tym osiedlu i nadal widziałam i słyszałam domowe awantury i kolegów noszących ślady ojcowskiej „miłości”.
Po drugie byłam bardzo zaangażowana w harcerstwo. Tam znalazłam ten rodzaj braterstwa pokoleniowego, którego brakowało mi w domu, bo byłam jedynaczką. Wreszcie miałam fajne szkoły w moim rodzinnym Sandomierzu. Jako 13-latka miałam już srebrną odznakę Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej, za pomaganie osobom starszym i różne akcje „Niewidzialnej Ręki”, które wtedy były na czasie i do których zachęcali nas nauczyciele.
Tak wyposażona wyruszyłam na studia (polonistyczne, a potem dziennikarskie) i do swojej pierwszej pracy jako reporterka w tygodniu „Na przełaj”. Jednak opisywanie cudzych problemów pozostawiało mnie w poczuciu bezradności – zbierałam materiały, pisałam tekst, a bohaterowie reportaży oczekiwali, że to rozwiąże ich problem. Niestety tak się nie działo, co rodziło frustrację zarówno tych osób, jak i moją. Zaczęłam więc szukać innego miejsca zawodowego. I tak w 1993 roku wylądowałam w świeżo utworzonej przez znanego psychologa i terapeutę, prof. Jerzego Mellibrudę, Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Mellibruda szukał kogoś do poprowadzenia działu wydawnictw, miałam doświadczenie wydawnicze i ten rodzaj wrażliwości społecznej wyniesionej z lat młodości, który pasował i do tej instytucji i do samego Jurka Mellibrudy. Jurek tworzył wtedy polski system rozwiązywania problemów alkoholowych – zmieniał ustawę o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi, wdrażał powstanie gminnych komisji rozwiązywania problemów alkoholowych, wymyślał i tworzył system finansowania działań profilaktycznych i redukujących szkody alkoholowe z opodatkowania biznesu alkoholowego (tzw. „korkowe”) itd. Wiele się działo i bardzo mnie to wciągnęło. Dużo się uczyłam, kończyłam różne warsztaty i szkolenia, a i sama współpraca z Jerzym na stanowisku jego zastępczyni, które objęłam w 1998 roku, była bardzo rozwojowa. Odejście, a właściwie zwolnienie Jurka ze stanowiska dyrektora PARPA w 2004 roku zakończyło moje poczucie sensu dalszej pracy w tym miejscu. No i wtedy Jurek Mellibruda zaproponował mi pokierowanie Ogólnopolskim Pogotowiem dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”, które funkcjonowało w strukturze Instytutu Psychologii Zdrowia Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. I tak od 2005 roku, aż do swego odejścia na emeryturę w styczniu 2023 roku kierowałam „Niebieską Linią”.
Zapytałam o „przemoc w rodzinie” – dziś mówimy o przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Jak ewoluowało to pojęcie?
Pojęcie „przemoc w rodzinie” pojawiło się w latach 90. w ustawie o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi (to zasługa m.in. wspomnianego Jerzego Mellibrudy).
Do tamtego momentu funkcjonował tylko kodeks karny ze sławnym artykułem 207 czyli „znęcanie się w rodzinie”. Policjanci, prokuratorzy i sędziowie używali więc okropnego określenia „znęty”. Wsłuchaj się jak ono brzmi – trochę strasznie, ale trochę lekceważąco i deprecjonująco dla osób krzywdzonych, ale też dla osób stosujących przemoc.
Co ciekawe to określenie nadal się snuje w umysłach niektórych ludzi. Jacek Hołub omal nie nadał takiego tytułu swojej książce reportażowej w 2021 roku, bo zbierając materiały do książki słyszał to określenie od ludzi pracujących w organach ścigania. Na szczęście książka nosi tytuł „Beze mnie jesteś nikim” i świetnie się czyta (oraz ogląda na deskach Teatru Nowego w Łodzi).
Tak więc od 1995 roku określenie przemoc w rodzinie zaczęło się przebijać do świadomości społecznej. Także dzięki kampanii „Bo zupa była za słona”, którą z inicjatywy Jerzego Mellibrudy zorganizowała Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, aby promować działalność świeżo powstałego Pogotowia dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”.
Wprawdzie Mellibruda omal nie zapłacił za to stanowiskiem, bo ówczesny pełnomocnik rządu ds. rodziny, Kazimierz Kapera, chciał go zwolnić za tę kampanię, która według niego „godziła w dobre imię polskiej rodziny”.
Ekspert od mózgu dla Pacjenci.pl o nowych metodach poprawy pamięciGłośna sprawa Harveya Weinsteina i #metoo - wzrosła świadomość, czym jest przemoc seksualna
W 2005 roku pojawiła się wreszcie ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Projekt ustawy przygotowało biuro ministry Izabeli Jarugi-Nowackiej, ale w Sejmie debatowano nad nią długo. Wreszcie przyjęto ustawę na ostatnim posiedzeniu Sejmu IV kadencji, w którym 200 posłów reprezentowało Sojusz Lewicy Demokratycznej.
W ostatecznej wersji ustawa była kadłubkiem pierwotnego projektu, bo posłowie dyskutowali nad każdym artykułem. Wypadł na przykład zapis o zakazie bicia dzieci, bo wielu posłów mówiło, że „klaps to nie bicie” oraz „mnie matka biła i dzięki temu na ludzi wyrosłem”. Straszono też dziećmi, które będą fałszywie oskarżać rodziców o bicie. Zapisy o izolacji sprawcy od ofiary polegające na nakazie tymczasowego opuszczenia mieszkania przez sprawcę przemocy storpedowano argumentami, że „wyprodukujemy armię bezdomnych mężczyzn, którzy będą mieszkać na dworcach kolejowych”.
We wtorek 28 listopada 2023 r. w Kinotece w Warszawie pokaz głośnego filmu o przemocy seksualnej wobec kobiet. Pod patronatem portalu Pacjenci.pl, a po pokazie dyskusja publiczności z ekspertami i live. Zapraszamy!
W tej atmosferze przyjęcie ustawy nawet w tak okrojonej wersji było sukcesem. Ja mówiłam, że sukcesem jest już sama nazwa ustawy „o przemocy w rodzinie”, bo tu także były kontrargumenty, że więcej przemocy jest na stadionach i w szkołach, a ustaw na to nie mamy. I tak od 2005 roku do 2023 roku „przemoc w rodzinie” przecierała mentalne szlaki w wielu głowach.
Dopóki parlamentarna większość w 2015 roku nie uznała, że „przemoc” i „rodzina” nie mogą być ze sobą w związku, nawet frazeologicznym. Pierwsze posiedzenie Zespołu Monitorującego ds. Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie przy ministrze właściwym ds. zabezpieczenia społecznego w 2016 roku zaczęło się od polecenia wydanego przez panią wiceminister Elżbietę Bojanowską, abyśmy znaleźli inną nazwę, bo „przemoc nie może się łączyć z rodziną”.
W duchu szukania rozwiązań zaproponowałam wtedy „przemoc domową”, bo w anglojęzycznej literaturze określenia „domestic violence” i „family violence” używane są zamiennie. Ale to określenie także się pani minister nie spodobało, bo „przecież ściany nie biją”. To było zresztą jedno z ostatnich posiedzeń w moim udziałem, bo na kolejną kadencję do Zespołu Monitorującego już nie zostałam przez ministerstwo zaakceptowana.
Myślę, że frontalny atak na „przemoc w rodzinie” był pokłosiem ratyfikacji w 2015 roku przez Polskę Europejskiej Konwencji w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej zwanej Konwencją Stambulską. Prawicowe partie zafiksowały się na „ideologii gender” i „promocji homoseksualizmu” oraz „seksualizacji dzieci” i żadna racjonalna dyskusja nie wchodziła w grę.
Nie wiem więc jakimi meandrami doszliśmy do uchwalenia w 2023 roku „ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej”, która wnosi wiele dobrych, oczekiwanych rozwiązań. To w sumie niezła wolta jak na te 8 minionych lat.
I żeby była jasność – jakkolwiek będziemy to zjawisko nazywać ono czarodziejsko nie zniknie samo z siebie.
Poznałyśmy się 20 lat temu – mam wrażenie, że było kiepskie prawo. Dziś mamy o wiele lepsze prawo, ale brak edukacji i kampanii w telewizji czy na ulicach brak. Kolejne pokolenia mają narzędzia do walki z przemocą, ale nie wiedzą jak ich używać?
20 lat temu wiele rzeczy wyglądało inaczej, bo świat się zmienia szybciej niż nasze przekonania. Ale żadna praca włożona w profilaktykę przemocy interpersonalnej nie idzie na marne.
Pamiętasz gdy byłyśmy wspólnie w Strasburgu w Radzie Europy, a potem w Madrycie, gdy trwały prace nad przygotowaniem Europejskiej Konwencji w sprawie zapobiegania i zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej – Ty jako przedstawicielka strony rządowej, ja jako przedstawicielka organizacji pozarządowych.
W pamięć zapadła mi prezentacja jednego z badań, w którym w 2010 roku szacowano skutki ekonomiczne przemocy domowej w krajach europejskich. Oszacowano że przemoc w rodzinie kosztuje państwa członkowskie UE 16 mld euro rocznie.
Badania te sugerują również, że każde dodatkowe euro wydane na zapobieganie przemocy dałoby oszczędności rzędu 87 euro na łączne koszty przemocy w rodzinie.
Trawestując sławną wypowiedź Prezydenta USA powiem: „Profilaktyka głupcze!”. Kampanie społeczne, dostęp do rzetelnej wiedzy w tym zakresie, do programów równościowych i profilaktyki przemocy rówieśniczej – tu jest klucz do zmiany.
Jak często, na tle przypadków przemocy zgłaszanych do „Niebieskiej Linii” zgłaszane są gwałty?
Mecenas Grzegorz Wrona, pierwszy polski przedstawiciel w komitecie GREVIO, monitorującym wdrażanie Konwencji Stambulskiej, twierdzi, że najbliższe lata w obszarze przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej, będą się koncentrować na kwestiach związanych z przemocą seksualną. Wystarczy zresztą spojrzeć na medialne, światowe sprawy – czy sprawa Dominique Strauss-Kahna, Harveya Weinsteina, Lindemanna z Rammstein, #metoo, afera sopockiej Zatoki Sztuki, czy polskich Ytuberów, polskie instytucje kultury… Czegokolwiek dotkniesz wylewa się od dawna chowany w szafie problem przemocy seksualnej.
„Niebieska Karta” rzadko wykazuje problemu przemocy seksualnej w związku
Dotyczy to także przemocy domowej, ale… Po pierwsze nie widać tego w statystykach i badaniach. Statystyki związane z procedurą „Niebieskie Karty” nie wykazują problemu przemocy seksualnej. Podobnie jak statystyki policyjne, prokuratorskie i sądowe. Skalę problemu pokazało badanie, jakie w 2015 roku przeprowadziła Fundacja na rzecz Równości i Emancypacji STER we współpracy ze Stowarzyszeniem na rzecz Kobiet VICTORIA z Rzeszowa i Stowarzyszeniem WAGA z Gdańska. Ich raport „Przełamać tabu. Raport o przemocy seksualnej” i wcześniejszy o 4 lata raport Fundacji Feminoteka „Dość milczenia. Przemoc seksualna wobec kobiet i problem gwałtu w Polsce” mówi o ogromnej skali przemocy seksualnej, także, a może przed wszystkim, w związkach. Zresztą światowe badania WHO mówią, że sześciu na siedmiu sprawców przemocy seksualnej wobec kobiet to ich partnerzy, małżonkowie, czy też osoby wcześniej znane kobiecie.
Kolejny problem to podwójne tabu społeczne – w Polsce kiepsko rozmawiamy o seksie, a o przemocy seksualnej to już naprawdę nie wiadomo jak mówić, aby nie zawstydzać ofiary. To między innymi powód dlaczego przestępstwo zgwałcenia bardzo długo było w Polsce przestępstwem ściganym na wniosek, a nie „z urzędu”. Argumentacja była taka, że to „dla dobra ofiar, które przecież mogą się wstydzić o tym mówić”.
Więc jeśli mnie pytasz, czy my w „Niebieskiej Linii” prowadzimy jakieś statystyki w tym temacie to odpowiadam, że nie. Choć spora część naszych klientek ma doświadczenia przemocy seksualnej. Wiele z nich nie chce o tym rozmawiać, zwłaszcza na początku kontaktu z konsultantem „Niebieskiej Linii”. Czasem ten temat pojawia się po nawiązaniu relacji opartej na zaufaniu. To wymaga czasu.
Z czego jesteś najbardziej dumna ze swojej pracy?
Hmmm, chyba z tego, że „Niebieska Linia” jako organizacja pozarządowa, która zawsze szła pod prąd politycznym trendom, przetrwała pod moim kierownictwem 18 lat i mogłam ze spokojem zostawić ją z dobrym zapleczem lokalowym, oparciem finansowym i fantastycznym zespołem. Zajmowanie się tym problemem jest bardzo obciążające psychicznie i wiele osób „wymięka” po pewnym czasie. A obecny zespół „Niebieskiej Linii” to doświadczona kadra z wieloletnim stażem, z młodą, roztropną liderką. Cytując klasyka „lidera poznać nie po tym jak zaczyna a jak kończy”.
A w szerszej perspektywie jestem dumna z tego ile zmian udało się przez te trzy dekady wprowadzić. Od „znętów” do programów psychologiczno-terapeutycznych dla osób stosujących przemoc domową. Lata świetlne zarówno w języku jakim mówimy o problemie, jak i w dostępnych rozwiązaniach prawnych.
Masz jakieś rady czy wskazówki dla nowego rządu, jeśli chodzi o tematy równościowe?
Częściej używać uszu, a rzadziej języka. Słuchać społecznych doradców. Najlepiej mądrych kobiet.
Rozmawiała: dr Monika Ksieniewicz-Mil
Pod tym linkiem możesz podpisać apel do rządu w sprawie poparcia dyrektywy UE o przemocy wobec kobiet: https://bit.ly/3ubnB8D
* Artykuł powstał w ramach europejskiej kampanii “16 dni przecie przemocy wobec kobiet” na rzecz promowania Dyrektywy UE w sprawie zwalczania przemocy wobec kobiet i przemocy domowej organizowanej w Polsce przez Network of East West Women, NEWW-Poland oraz Fundację Kobiecą eFKa wspólnie z Europejskim Lobby Kobiet.
Jeśli chcesz napisać do redakcji portalu Pacjenci.pl, podajemy kontakt: [email protected]