"Wykańczają nas porównania" – psychoterapeutka o social mediach
Wiemy, że social media szkodzą, ale czy wiemy jak bardzo? Z psychoterapeutką Helping Hand, Mileną Grelą-Parandyk, rozmawia Daria Siemion z portalu Pacjenci.pl. Ekspertka analizuje, jak wyniszcza nas ciągłe porównywanie się z innymi i jak w tym wszystkim tracimy siebie.
Jest związek między mediami społecznościowymi a zaburzeniami psychicznymi?
Zdecydowanie, odkąd media społecznościowe stały się tak wszechobecne, szczególnie młode osoby, a w szczególności dziewczęta, są bardziej narażone na problemy psychiczne. Niestety w społeczeństwie nadal panuje przekonanie, że „dzieci nie mogą mieć depresji". To nieprawda.
Pandemia pewnie nie pomogła. Dzieci nie chodziły do szkoły, nie miały kontaktu z rówieśnikami.
Tak, zwłaszcza po pandemii zauważyliśmy wyraźny wzrost problemów ze zdrowiem psychicznym dzieci i młodzieży. Młodzież pogrążyła się w rzeczywistości online, tracąc kontakt z realnym światem. Nie widziały swojej przyjaciółki, pani nauczycielki, tylko influencerkę po operacjach plastycznych.
Dzieci często pozostawione samym sobie w cyfrowym świecie są podatne na wirtualne wpływy, co tworzy niezdrowe wzorce i porównania z nierealistycznymi obrazami w mediach. To może być źródłem wielu zaburzeń, jak chociażby zaburzenia odżywiania, lęki czy depresja.
Wspomniała Pani o ciągłym porównywaniu, nierealnych wzorcach – to dotyczy również dorosłych?
Oczywiście, to bardzo powszechny problem. Przykład z wczoraj - rozmawiałam ze znajomym lekarzem, który poczuł się przytłoczony wirtualnymi standardami sukcesu. Wykwintne kolacje, piękne ciała, drogie jachty. Uznał, że te ciągłe porównania są wykańczające i… po prostu odinstalował aplikacje. To porównywanie się jest ogromnym problemem, zwłaszcza dla młodzieży. Wirtualna „doskonałość” pokazuje nam często nierealne standardy.
DDA dźwigają na swoich barkach odpowiedzialność za cały świat. O siebie wstydzą się walczyć, ale czas z tym skończyć Z czym przychodzimy na kozetkę? Psychoterapeutka o problemach psychicznych PolakówKtoś ma jacht, a on operuje ludzi – jak dla mnie to ten lekarz zasługuje na większe uznanie.
Otóż to. Ludzie przeglądają profile profesjonalnych tancerzy, sportowców, myślą, że nie są dość dobrzy, mimo że oni mają zupełnie inną historię treningów, doświadczenie i predyspozycje. Obserwują naukowców, które całe swoje życie poświęcili jednemu odkryciu. Patrzą na bogaczy, którzy niekiedy wyzyskiwali innych, żeby zarobić. To jeden aspekt. Drugi to oglądanie zdjęć i relacji z podróży albo relacje z tego, co kto ciekawego robił. Wtedy pojawia się pytanie: a ja? Moje życie jest nudne, zwykłe, źle wypadam na tym tle. Nie przyjdzie im do głowy, że jest mnóstwo rzeczy, które wychodzą im lepiej niż internetowym idolom, np. potrafią nastawić komuś obojczyk albo świetnie gotują.
Mam wrażenie, że wiele osób zamiast coś przeżywać, zastanawia się, jak to pokazać. To chyba kolejna choroba naszych czasów.
Opowiem Pani pewną historię. Miałam na przykład niedawno młodą pacjentkę, która postanowiła zacząć biegać. Mówiła, że robi to, żeby być coraz lepszą, szybciej biegać, osiągać kolejne cele. Gdy zasugerowałam, żeby spróbowała biegać dla przyjemności, była w szoku: „Jak to, dla frajdy”? Jej zdaniem trzeba zawsze mieć jakiś cel, żeby się rozwijać, zdobywać kolejne osiągnięcia. Najlepiej mieć aplikację, żeby porównywać się z innymi - to kolejna przykra strona social-mediów. Oczywiście wszystko trzeba bezzwłocznie opublikować na swoim Instagramie.
Takie życie musi być bardzo męczące.
Tak. Taka mentalność nieustannego dążenia do perfekcji, rywalizacji ze sobą, czy innymi, jest wyniszczająca. Kiedy organizm i psychika nie mają szans na odpoczynek, pojawiają się poważne problemy.
Dorośli sobie z tym nie radzą, a co dopiero dzieci – da się przed tym ochronić? Co chciałaby Pani powiedzieć rodzicom?
Z badań jasno wynika, że młodzież, która ma ograniczony czas na media społecznościowe i wspiera go aktywnym życiem offline, jest mniej narażona na negatywne skutki internetu. To mogą być różne rzeczy: planszówki, układanie klocków, jazda konna, mamy dużo opcji. Problem zaczyna się, gdy młodzi ludzie żyją wyłącznie w wirtualnym świecie, często z braku czasu lub możliwości spędzenia go inaczej. Efekty tego mogą być naprawdę niepokojące, bo internet staje się dla nich miejscem, gdzie szukają akceptacji i uznania. Przestają mieć oparcie w sobie, tracą kontakt z emocjami i swoimi potrzebami, co prowadzi do rozmaitych problemów ze zdrowiem psychicznym. Ponadto rodzice modelują takie zachowania, „siedząc” w telefonie. Może warto zorganizować wspólny, angażujący czas z rodziną?
Ile maksymalnie powinniśmy spędzać czasu online, żeby nie zwariować i jakoś się trzymać?
Badania pokazują, że do dwóch godzin dziennie przed ekranem to jeszcze bezpieczny czas, ale im dłużej, szczególnie w przypadku młodych osób, tym większe ryzyko problemów psychicznych, takich jak wyraźny spadek samooceny, niepokój, spadek koncentracji czy zachowania kompulsyjne. Najnowsze analizy potwierdzają to wyraźnie. Social-media same w sobie nie są złe, ale stają się niezdrowe, jeśli nie potrafimy wyjść poza nie do realnego życia. Rano praca, w autobusie scrollowanie, wieczorem Netflix - to nie jest zdrowe.
To tylko kilka zdjęć, reklam i rolek. Dlaczego to tak bardzo nam szkodzi?
Z kilku powodów. Po pierwsze, musimy pamiętać o tym, że nasz mózg ewoluował przez tysiące lat, ale nie zmienił się aż tak bardzo, podczas gdy otaczająca nas rzeczywistość przyspieszyła niesłychanie. Nie dostosowaliśmy się jeszcze do tego tempa, więc przeładowanie informacyjne, ciągłe stymulowanie i wieczny wyścig z czasem prowadzą nas wprost do chorób psychicznych. Po drugie, media społecznościowe są dla nas czymś nowym. Wiemy już, że reklama w telewizji to reklama, ale w social-mediach mamy problemy z odróżnieniem reklamy od rzeczywistości. Nad tym powinniśmy pracować, a najlepiej wyłączyć wi-fi i spotkać się z drugą osobą.