Dlaczego się uzależniamy? Psychoterapeutka: Ziarenko musi paść na podatny grunt
Niektórzy ludzie mogą nigdy się nie uzależnić, mimo że potrafią czasem sporo wypić. A są tacy, którym wystarczy raz czy dwa spróbować alkoholu, by wpaść w szpony nałogu. Na czym to polega?
Między piciem kontrolowanym a uzależnieniem przebiega czasem bardzo cienka granica. Trudno ją dostrzec, zwłaszcza gdy ten problem dotyczy bliskiej nam osoby. Jeszcze trudniej – gdy dotyczy nas samych. Ale jest coś takiego, co powinno zwrócić naszą uwagę – opowiada nam o tym specjalistka psychoterapii uzależnień Katarzyna Dolińska-Kłopotowska.
Czym jest uzależnienie?
W zależności od kontekstu można skonstruować szereg definicji uzależnienia. Np. z perspektywy medycznej uzależnienie od alkoholu to przewlekła choroba o podłożu neurobiologicznym, która wpływa na funkcjonowanie mózgu i układu nerwowego. Rozważając ten temat z punktu widzenia socjologii, to może być efekt wpływu na jednostkę środowiska, norm kulturowych, problemów w rodzinie, bezrobocia, itd.
Uzależnienie może być także problemem natury duchowej – takie podejście funkcjonuje w programach Anonimowych Alkoholików (AA). Uzależnienie to nie tylko fizyczna czy psychiczna zależność, ale także brak sensu życia, izolacja duchowa i potrzeba odnalezienia głębszego celu.
Psychologia natomiast, uzależnienie od alkoholu postrzega jako zaburzenie psychiczne, które charakteryzuje się silną potrzebą lub przymusem spożywania alkoholu. – O uzależnieniu mówi się wtedy, kiedy upośledzona zostaje zdolność kontrolowania. W przypadku uzależnienia od substancji, czyli alkoholu, narkotyków, człowiek uzależniony nie jest w stanie zapanować nad ich przyjmowaniem. Nawet jeśli przez pewien czas wydaje mu się, że ma kontrolę, to ona nagle puszcza i nigdy nie wiadomo, w którym momencie się to stanie. Z uzależnieniami czynnościowymi, czyli np. od hazardu, seksu, internetu, zakupów, pracy, zabiegów medycyny estetycznej – bo uzależnić się można właściwie od wszystkiego – mechanizm jest dokładnie taki sam – mówi nam psychoterapeutka pracująca z osobami uzależnionymi, Katarzyna Dolińska-Kłopotowska.
Marta Uler Pacjenci: Dlaczego jedni ludzie się uzależniają, a inni nie?
Katarzyna Dolińska-Kłopotowska: Dlatego, że ta substancja – czyli np. alkohol – lub czynność, w przypadku innego rodzaju uzależnień, jest jedynym regulatorem zmiany uczuć u danej osoby. Jest tym, co szybko i skutecznie zmienia nastrój. Jednak z uzależnieniem jest tak, że trzeba mieć ku niemu predyspozycje. A więc ziarenko musi paść na podatny grunt. Odgrywają tu rolę czynniki genetyczne, psychologiczne i środowiskowe. By to ziarenko wykiełkowało, muszą wystąpić wszystkie naraz. Ale, co warto podkreślić, nie każdy człowiek spełnia „warunki” do tego, by się uzależnić. Podobnie jest w przypadku innych chorób. Są ludzi bardziej podatni na pewne schorzenia niż inni.
Dłuższy urlop macierzyński od przyszłego roku. Kto skorzysta na zmianie ustawy? Znak ostrzegawczy. Pojawia się, gdy jelita są zapchane złogamiRóżne oblicza alkoholizmu
Alkoholicy piją na różne sposoby. Jedni tylko raz w tygodniu, za to aż do „odcięcia”. Inni codziennie wypijają tylko jeden „kieliszeczek”. Są w końcu tacy, którzy miesiącami są „czyści”, a nagle wpadają w „ciągi” i piją przez wiele dni non-stop.
Przy diagnozie uzależnienia sposób picia nie ma żadnego znaczenia. Czy człowiek pije ciągiem trzymiesięcznym duże ilości, a później ma tydzień przerwy, czy niewielkie ilości, za to codziennie – to kompletnie nie ma żadnego znaczenia, to może być alkoholik.
Dla specjalisty to oczywiste, a jak ma to dostrzec przeciętny człowiek? Jeśli jesteśmy w związku z kimś, kto od czasu do czasu się upije – nam przecież także się to zdarza! – to trudno wyczuć problem. Piwko po pracy? To jeszcze nie alkoholizm, powie wiele osób. Uważa się, że alkoholik to ten, kto się zatacza, poniża rodzinę, kogo trzeba „zbierać” z meliny i wnosić do domu... A to nie zawsze tak musi wyglądać.
To prawda, a sposób picia zmienił się ostatnio wyraźnie – ostatnio, czyli od czasów pandemii, kiedy zaczęła się tak powszechnie praca zdalna. Człowiek włączał komputer, rozsiadał się wygodnie, otwierał piwo, robił sobie drinka. To nie były duże ilości, bo jednak – praca. Praca, ale w domowym zaciszu. I to picie odbywało się bardzo regularnie. W którymś momencie człowiek czuł, że bez alkoholu nie daje już rady normalnie funkcjonować. Zatem to prawda, że czasem może być trudno, nawet bliskim, wyczuć, że dana osoba ma problem.
Ale może są jednak jakieś znaki, które powinny dać nam do myślenia?
Czujność należy wyostrzyć w kontekście kontroli picia, to jest podstawowe kryterium. Taki znak możemy mieć np. w momencie, gdy idziemy na imprezę, ja piję 2 drinki i czuję, że już mi wystarczy, a mój partner pije dalej. Jeśli nie jest w stanie przestać, nie reaguje na moje sugestie, to powinno mi dać do myślenia. Co jeszcze? To, że generalnie ma większą potrzebę picia niż kiedyś, częściej o tym mówi, częściej sięga, po prostu widać, że tego jest nadmiarowo.
Jednak picie nadmiarowe jeszcze nie jest uzależnieniem. Jeśli chodzi o alkohol, są takie trzy fazy: faza picia ryzykownego, faza picia szkodliwego, a dopiero później jest uzależnienie. W fazie ryzykownej mamy do czynienia właśnie z piciem nadmiarowym – czyli więcej, częściej. Mogą też pojawiać się ryzykowne zachowania np. jazda samochodem po alkoholu. W szkodliwej fazie już mamy konsekwencje nadużywania: widać „czarno na białym”, że człowiekowi to nie służy – może np. mieć zapalenie wątroby. Tak więc niekoniecznie, gdy ktoś pije częściej, więcej, nie trzyma „stopu”, musi być uzależniony, ale na pewno jest na dobrej drodze.
Czy to już jest uzależnienie?
Lepiej nie czekać, aż rozwinie się ta faza uzależnienia. Jeśli widzimy, że z bliską nam osobą dzieje się coś złego, że zdecydowanie za często sięga po alkohol, za dużo pije, to powinniśmy reagować, żeby nie było za późno. Dobrze więc wiedzieć, gdzie przebiega ta granica. Po czym mogę poznać, że mój bliski już jest uzależniony?
W uzależnieniu są objawy choroby, w nadmiarowy piciu ich nie ma. Te objawy to może być głód alkoholowy, upośledzenie kontroli nad piciem, zespół odstawienny, czyli szereg dolegliwości zarówno fizycznych, jak i psychicznych, które pojawiają się, kiedy spada poziom alkoholu we krwi. To może być także zmieniona tolerancja na alkohol. Czyli wystarczy łyk piwa i już widać, że „coś” się dzieje.
A po czym poznać, że to ja mam ten problem? Podejrzewam, że to jest trudniejsze. Trudne sprawy lubimy wypierać, sami siebie oszukiwać…
Znów – wyznacznikiem będzie kontrola. A konkretnie to, że staram się pilnować, a mi się to nie udaje. I teraz ważna kwestia – już samo pomyślenie o tym, czy przypadkiem coś jest nie tak, może właśnie oznaczać, że coś jest nie tak. Jeśli coś mnie niepokoi, to znaczy, że coś jest na rzeczy. Niekoniecznie musi to być od razu uzależnienie, to może być jeszcze nadmiarowe picie.
A gdy robię sobie różne zakłady, sama ze sobą, że np. nie będę pić przez miesiąc – powinna się zapalić kolejna lampka. Czemu sobie coś takiego muszę zakładać? Ale ok, zakładam, po czym okazuje się, że nie udaje mi się wytrwać bez alkoholu tego miesiąca. Zawsze pojawia się jakaś okazja, zawsze mam wytłumaczenie. To kolejny znak. Albo postanawiam sobie, że nie będę piła wódki, tylko wino. I jednak któregoś dnia piję tę wódkę, albo nawet wino, ale o wiele więcej, niż sobie zakładałam. Jeśli więc zaczynam zakładać sobie różne próby kontroli alkoholu – czasu, ilości, rodzaju alkoholu, itd. i mi się to nie udaje, no to znaczy, że jest problem.
Dostrzegę to jednak pod warunkiem, że jestem na siebie uważna…
Tak, tylko wtedy zauważę ten problem, kiedy zwrócę na siebie uwagę. Nie jest to niestety prosta sprawa. Czasem się mówi, że uzależnienie to choroba samooszukiwania. Mogę wymyślić mnóstwo doskonałych powodów, by jednak się napić.
Alkoholizm jest chorobą uczuć
Dla osób uzależnionych są różne terapie i warto z nich korzystać. Ale, są też takie osoby – właśnie uważne i świadome siebie – które gdy zauważą, że alkohol, czy inny nałóg, wyrządza szkodę im, a nawet ich bliskim, potrafią zerwać z nim z dnia na dzień. I nigdy już do niego nie wracają. Wydaje mi się, że to jest kwestia podjęcia pewnej decyzji – ale może się mylę. Czy nie jest tak, że osoby, które nie umieją same poradzić sobie ze swoim nałogiem, w gruncie rzeczy tej decyzji nie podjęły? I dlatego muszą chodzić na terapię, by inni ludzie ich utwierdzali w tym, że trzeba z tym nałogiem zerwać?
Nie jest to, niestety, takie proste... W uzależnienia wpadają ludzie, którzy nie mają umiejętności radzenia sobie z uczuciami. A alkoholizm jest właśnie chorobą uczuć. Jedynym sposobem na ich regulację. A więc, kiedy przestaję pić, muszę się nauczyć inaczej radzić sobie z tymi uczuciami, zmienić myślenie, schematy zachowań. Właśnie to jest zadaniem terapii.
Jednak decyzja jest tu niezmiernie ważna. Świadczy o tym, że człowiek zauważył konsekwencje swojego używania. Musiał odczuć pewną stratę z tego powodu, że pije: może żona mu powiedziała, że się z nim rozwiedzie, jeśli się nie opamięta, może zapadł na zdrowiu. Jeśli człowiek nie odczuje tej straty, to nie będzie miał powodów, by się leczyć. Nie zaangażuje się w tę terapię.
Co jeszcze decyduje o powodzeniu terapii? Może bliscy osoby uzależnionej?
Bliscy mogą być wsparciem – i tyle. Mogą, ale nie muszą. Tym bardziej że często doznali oni przecież jakiejś krzywdy w związku z uzależnieniem tej osoby. Na pewno wsparciem mogą być grupy samopomocowe, takie jak kluby anonimowych alkoholików. One są właśnie po to, by wspierać alkoholika. Ale sama terapia i wyjście z nałogu jest to odpowiedzialność osoby uzależnionej.
Zobacz także:
Myślisz, że nie jesteś uzależniony od telefonu? Psycholożka wymienia objawy tego nałogu
Coach od wódki o pijących matkach: “Stukają się kieliszkami z butelką mleka dziecka”