"Kolejne siostry trafiają do psychiatrów". Nie mieści się w głowie, co dzieje się w polskich zakonach

Co się dzieje w polskich zakonach? Siostry często pozbawione są możliwości decydowania o własnym życiu, muszą pracować sześć dni w tygodniu, dostają najniższą możliwą pensję, nie wolno im się sprzeciwiać z wolą przełożonych i generalnie, ten system w dużym stopniu zbudowany jest na strachu. Nie wszystkie zakony funkcjonują w ten sposób, ale w sporej części tak to niestety wygląda.
Sporo tej smutnej rzeczywistości odsłania książka pt.: „Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem” Ignacegu Dutkieiwcza. Z wypowiedzi anonimowych sióstr dowiadujemy się strasznych rzeczy.
Jak wygląda życie w zakonie?
Młoda dziewczyna, która idzie do zakonu, zwykle czuje w sobie powołanie. Jakąś wewnętrzną siłę, która ciągnie ją do tego, by robiła naprawdę istotne rzeczy. Chce pomagać potrzebującym, walczyć ze złem, modlić się. Bywa, że te marzenia i wzniosłe idee dość szybko zderzają się z przykrą, zakonową rzeczywistością:
„W wieku 19 lat masz pełno ideałów. Nie marzysz o życiu, w którym niczego ci nie wolno. Przeciwnie: czujesz, że Pan Bóg powołał cię do realizowania ważnych rzeczy w wolności. Ale zderzasz się z rzeczywistością, z zaburzonym systemem i nie wiesz, co zrobić. Nie masz jak tego nazwać, słyszysz, że trzeba się dostosować, a jak się nie dostosujesz, to wylecisz”.
Jest to cytat, który pochodzi z książki pt. "Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem", autorstwa Ignacego Dudkiewicza, która została wydana przez Wydawnictwo Agora. Jej fragmenty przytoczył serwis wiadomości.onet.pl za zgodą wydawnictwa. Niektóre wypowiedzi sióstr, z którymi rozmawiał autor, sprawiają, że włos jeży się na głowie.
Przeczytaj też: Spędziła 4 lata w zakonie. Tak mówi o badaniach ginekologicznych
Dbają o nasze serce i poziom cukru. Wystarczy zjeść trzy dziennie Ludzie w śpiączce wszystko słyszą. To tak naprawdę się z nimi dziejeSmutna rzeczywistość polskich sióstr
Patologia nie wybiera sobie konkretnych środowisk. Może zdarzyć się wszędzie. Nawet w zakonie. Warto tu nadmienić, że w Polsce działa ponad 100 żeńskich zakonów, do których należy ponad 20 tys. sióstr. Pracują w szpitalach, hospicjach, zakładach opiekuńczych, ośrodkach rehabilitacyjnych, świetlicach, domach dla matek z dziećmi, stołówkach dla ubogich. Są także katechetkami, pielęgniarkami, czy lekarkami. Pracują nie tylko w instytucjach kościelnych, ale i świeckich.
Od razu należy podkreślić, że to, co pokazuje omawiana książka, nie dotyczy wszystkich zakonów, nie w każdym rządzi strach. Ale, nawet gdyby ta rzeczywistość dotyczyła tylko jednego – a tak też nie jest – byłoby to tak samo karygodne. Co konkretnie dzieje się za murami?
– Praniem mózgu – mówi jedna z rozmówczyń autora książki, która pragnie zachować anonimowość. – Ale nie mam poczucia winy, że z panem rozmawiam, choć wpaja nam się je w trakcie formacji. To przypomina działanie sekty, tępiona jest indywidualność sióstr: musisz myśleć tak, jak inni od ciebie oczekują, jak oczekuje system. Odbiera się nam wolność, nazywając to specyfiką życia, które wybrałyśmy. Zaczynasz się na tyle identyfikować z instytucją, że każde wyjście na krok "poza" wywołuje poczucie winy. Wykonujemy rozkazy jak w wojsku, a ich treść nie zmienia się od lat. Potem ktoś się dziwi, że nie mamy powołań. Nie będzie powołań, dopóki będziemy żyły w lęku.
Może zainteresuje Cię również: Tak działają „uzdrowiciele”. Pacjenci im wierzą i umierają

Ciężka praca fizyczna, wykorzystywanie
Siostrom nie wolno mówić o tym, co dzieje się w ich zakonie. „Nie s*a się do własnego gniazda” – mówi jedna z nich. A dzieje się dużo złego, choćby w kwestii wykorzystywania sióstr w najtrudniejszych palcówkach:
„O wykorzystywaniu sióstr na najtrudniejszych placówkach. Kilka naszych sióstr mieszka w ośrodku pomocowym. Nawet gdy nie mają dyżuru, słyszą, co się dzieje, a że nie ma innego personelu, to muszą reagować. Ksiądz, który tym zarządza, każe im pracować sześć dni w tygodniu, płaci najniższą krajową i pobiera kilkaset złotych za zakwaterowanie. To niewolnictwo. Kolejne siostry rozpadają się, trafiają do psychiatrów. Ale każda prośba, by zostać stamtąd przeniesioną albo tam nie trafić, jest uznawana za porażkę. Uczy się nas, że nie wolno się poddawać, bo musimy pełnić wolę Bożą, która nas tam zaprowadziła”.
Przeczytaj też: To najpopularniejsze przesądy po śmierci. Niektóre z nich są groźne

Wola boża to często wola przełożonego
Pytanie, dlaczego siostry się nie buntują, nasuwa się samo. Okazuje się, że tu także chodzi o strach. Bywa, że nowicjuszki są zastraszane od samego początku. Wpaja im się, że nie wolno im podważać tego, co słyszą. „Nie przekazuje nam się zdrowej nauki o posłuszeństwie, tylko promuje podporządkowanie. Gdyby kazali ci sadzić drzewka korzeniami do góry, to masz to zrobić”.
A co najbardziej uderzające to fakt, że wolę bożą zwykle identyfikuje się z wolą przełożonego. Jeśli siostra nie godzi się z tym, czego oczekuje od niej osoba wyższa rangą, jak traktowane tak, jakby sprzeciwiała się Bogu. „Zakon wypaczył mi obraz Boga. Na terapii uświadomiłam sobie, że nie wierzę w takiego Boga. Wierzę w Boga, który się o mnie troszczy, chce mojego dobra i szanuje moją wolność”.
Siostra, która rozmawia z autorem książki anonimowo, boi się. Jednak bardzo zależy jej na zmianie, dlatego zgodziła się na ten wywiad: „Świeccy muszą nam pomóc” – mówi.





































