Prawie co drugi Polak sięga po nie codziennie. Ekspert: to nie ma sensu

Suplementy diety są dziś w Polsce wszechobecne – widzimy je w aptekach, drogeriach, supermarketach, a reklamy zachęcają do ich stosowania na każdym kroku. Choć wydajemy na nie miliardy złotych rocznie, lekarze ostrzegają, że codzienna suplementacja nie zawsze ma sens i może wręcz szkodzić.
- 27 proc. Polaków sięga po suplementy codziennie – regularnie kupuje je aż 75 proc. społeczeństwa – to ponad 23 mln osób
- Rynek suplementów w Polsce wart jest ponad 7 mld zł rocznie
- Suplement to jednak żywność, nie lek – normy i kontrole w ich przypadku są dużo łagodniejsze
- Zdarza się, że suplement zawiera coś innego, niż podaje etykieta
Polska – kraj suplementów
Według danych PMR suplementy diety kupuje już 75 proc. Polaków, czyli ponad 23 mln osób. To sprawia, że Polska jest jednym z europejskich liderów pod względem popularności tych produktów. Wartość rynku przekracza 7 mld zł rocznie i stale rośnie, a prognozy wskazują, że wkrótce może dojść nawet do 9 mld zł.
Co istotne, suplementy kupujemy nie tylko w aptekach. Blisko połowa sprzedaży odbywa się w drogeriach, sklepach internetowych i supermarketach. Towarzyszy temu agresywny marketing – reklamy w radiu, telewizji i internecie, a także promocja przez influencerów. To sprawia, że suplementy stały się częścią codziennej rutyny zdrowotnej milionów osób.
Pacjenci przynoszą całe siatki preparatów, traktując suplementację jako nieodłączny element dbania o zdrowie. Niestety, ta dobra intencja często opiera się na mitach i marketingu, a nie na realnej wiedzy” – mówi lekarz Jacek Bujko w rozmowie z Medonetem.
Przeczytaj też: Samoleczenie coraz popularniejsze wśród Polaków. Farmaceutka wyjaśnia, jakie zagrożenia ze sobą niesie

Suplementy a leki – zasadnicza różnica
Choć wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, suplementy nie są lekami. W świetle prawa traktowane są jak żywność. Oznacza to, że producent, zanim wprowadzi produkt na rynek, musi jedynie zgłosić go do Głównego Inspektoratu Sanitarnego. Nie ma obowiązku przeprowadzania wieloletnich badań klinicznych, które są standardem dla leków.
Lek musi przejść rygorystyczne badania, które potwierdzają jego skuteczność i bezpieczeństwo. Suplement nie podlega takim wymogom – tłumaczy Bujko.
W efekcie konsumenci często myślą, że suplementy są tak samo sprawdzane i kontrolowane jak leki, co jest błędnym przekonaniem.
Przeczytaj też: We Francji zakazany, Polacy łykają na potęgę. Ten suplement zagraża zdrowiu i życiu
Co naprawdę jest w suplementach?
Brak rygorystycznej kontroli oznacza, że zawartość suplementów bywa... niespodzianką. NIK i organizacje konsumenckie wykazywały w raportach, że w części produktów stwierdzano niedeklarowane substancje farmakologiczne, np. sildenafil w suplementach „na potencję” czy sterydy w odżywkach dla sportowców. Znajdowano także metale ciężkie, pleśnie i mykotoksyny.
Bywa też odwrotnie – deklarowana dawka witaminy czy minerału w rzeczywistości jest znacznie niższa niż na etykiecie. To oznacza, że konsument nie tylko przepłaca, ale naraża swoje zdrowie.
Najczęściej kupowane w Polsce suplementy to preparaty z witaminą D, magnez, probiotyki, środki na odporność i produkty „na stres” oraz „na sen”. Eksperci ostrzegają, że nadmiar suplementów może prowadzić np. do hipermagnezemii, czyli groźnego dla zdrowia nadmiaru magnezu we krwi.
Co więcej, suplementy mogą wchodzić w interakcje z lekami. Problemem są m.in. popularne ashwagandha i berberyna – reklamowane jako naturalne wsparcie dla snu czy metabolizmu, ale mogące szkodzić wątrobie i kolidować z terapiami farmakologicznymi.
Jednym z nielicznych suplementów, którego stosowanie ma mocne uzasadnienie naukowe w polskich warunkach, pozostaje witamina D – ze względu na powszechne niedobory związane z klimatem i niewielką ekspozycją na słońce.
Przeczytaj też: Lekarze biją na alarm. Ten modny suplement niszczy wątrobę i serce. Polacy go kochają
Źródła: NIK.gov.pl, Gov.pl,



































