Biohacking, czyli świadome zarządzanie ciałem i umysłem. Dobra wiadomość: to jest dla każdego

Nie jest już tajemnicą, że zdrowie w dużej mierze zależy od nas samych. To, jak się czujemy, czy często łapiemy infekcje, zmagamy się z chorobami przewlekłymi i jaką mamy kondycję, wynika przecież z tego, co jemy, jak radzimy sobie ze stresem, czy się wysypiamy i czy dbamy o równowagę między pracą a życiem prywatnym.
Dziś wiadomo, że dzięki zdrowym nawykom można zapobiec wielu poważnym chorobom. Co więcej – ciało i umysł można kształtować, świadomie nimi zarządzać, a nawet je „przeprogramować”. Na tym opiera się biohacking. O tym, na czym polega ten trend i jak wprowadzić go w życie, opowiada dietetyczka i holistic wellness coach, Anna Hirsch-Nowak, która na co dzień pracuje z pacjentami tak, by poprawić ich stan psychofizyczny.
- Biohacking to nowoczesna forma zdrowego stylu życia – obejmuje m.in. dietę, aktywność, sen, redukcję stresu i kontakt z naturą
- Nowa moda to sposób na zachowanie dobrego zdrowia, w tym na poprawę jakości życia, a nawet – na spowolnienie starzenia
- Biohacking jest dla każdego, ale narzędzia trzeba dobrać indywidualnie. Gdy to się uda, już po tygodniu można zauważyć pierwsze efekty zmian
Marta Uler Pacjenci: Hasło „biohacking” w mediach pojawia się coraz częściej. Co to takiego?
Anna Hirsch-Nowak: Tak naprawdę, to nowoczesne określenie tego, co jeszcze niedawno nazywaliśmy po prostu zdrowym stylem życia. Chodzi o różne działania, które poprawiają nasz stan zdrowia i dobrostan psychofizyczny. Celem biohackingu jest lepsze samopoczucie, lepsze funkcjonowanie organizmu i większa wydolność – zarówno ciała, jak i umysłu.
O jakich działaniach mowa?
Biohacking obejmuje wiele obszarów. Najważniejsze to:
- zdrowe odżywianie i budowanie dobrych nawyków żywieniowych,
- dopasowana do stylu życia aktywność fizyczna,
- zarządzanie stresem,
- optymalizacja snu i rytmu okołodobowego,
- ekspozycja na światło słoneczne,
- saunowanie i zimne kąpiele,
- techniki relaksacyjne, oddechowe, joga, kontakt z naturą, uziemianie,
- stosowanie suplementacji, adaptogenów czy ziół,
- monitorowanie ciała dzięki smartwatchom, opaskom, pierścieniom czy aplikacjom.
To szeroki wachlarz praktyk, które można indywidualnie dopasować do potrzeb i możliwości danej osoby. Właśnie w tym tkwi siła biohackingu.
Przeczytaj też: Polacy nie wiedzą, że na NFZ ta usługa jest za darmo. Wybierają prywatne wizyty

Czyli można powiedzieć, że biohacking to zdrowy styl życia w nowoczesnym wydaniu?
Dokładnie tak. Dbanie o siebie ubrano jednak w nową nazwę – i świetnie się to sprzedało marketingowo.
Dlaczego biohacking stał się tak popularny?
Powodów jest kilka. Po pierwsze – rosnąca świadomość zdrowotna. Co ciekawe, wiele osób jest zdania, że przyczyniła się do tego pandemia COVID-19 – od tamtej pory zaczęliśmy uważniej przyglądać się swojemu zdrowiu i stylowi życia. Po drugie – stres i szybkie tempo życia. Coraz częściej zauważamy, jak wpływa to na sen, odporność i kondycję. Po trzecie – media społecznościowe. Na Instagramie, TikToku czy w podcastach stale przewija się temat biohackingu, co inspiruje ludzi do zmian.
Nie bez znaczenia jest też fakt, że wiele narzędzi biohackingu mamy za darmo – spacer, sen czy kontakt z naturą nic nie kosztują.
A na jakie potrzeby współczesnego człowieka odpowiada ten trend?
Myślę, że przede wszystkim na potrzebę większej kontroli nad własnym zdrowiem. Ludzie chcą czuć, że mają wpływ na swoje życie, chcą żyć dłużej i lepiej, a starzeć się wolniej. Dochodzi też czynnik społeczny – porównujemy się z innymi, inspirujemy tym, jak ktoś wygląda czy funkcjonuje. Ale główną potrzebą jest poprawa jakości życia i dobrostanu psychofizycznego.
Przeczytaj też: Las i morze naprawdę leczą. Jaki jest ich wpływ na zdrowie?
OK – mnie to przekonuje. Biohacking może i jest modą, ale z pewnością taką, za którą warto podążać. Tylko – jak zacząć? Jak postawić te pierwsze kroki?
Najpierw warto się na chwilę zatrzymać i zastanowić: Gdzie jestem w tym momencie i co chcę osiągnąć w dłuższym terminie? Chodzi o realne cele, np. poprawę nawyków żywieniowych, więcej ruchu, bardziej efektywny sen, czy start w maratonie. Potem wprowadzamy zmiany małymi krokami:
- w diecie – więcej warzyw, białka, picie wody, ograniczenie podjadania,
- w aktywności – codzienne spacery, joga, czy treningi,
- w śnie – regularne godziny, ograniczenie światła niebieskiego, rezygnacja z intensywnego wysiłku przed snem,
- w stresie – relaksacja, wsparcie psychoterapeuty lub coacha.
To proces, nie da się zmienić wszystkiego naraz.
Wygląda na to, że biohacking jest dla każdego, czy się nie mylę?
Jasne! Każdy może skorzystać na biohackingu, bo dotyczy on uniwersalnych obszarów – jedzenia, snu, ruchu czy radzenia sobie ze stresem. Natomiast już narzędzia trzeba dopasować indywidualnie do swojego życia i swoich możliwości. Nie każdy np. powinien morsować, dla jednego to będzie dobre, dla innego zgubne. Nie każdy lubi medytację jako formę redukcji stresu, tak samo jak nie wszyscy mogą sobie pozwolić na codzienne chodzenie boso po trawie. Ale zdrowa dieta, aktywność fizyczna i higiena snu – to jest baza dla wszystkich, od tego można wyjść.
Jak szybko można zauważyć efekty zmian?
Bardzo szybko – już po tygodniu codziennych spacerów widać poprawę samopoczucia i wzrost energii. Zmiany w diecie wpływają na trawienie, wydalanie, i ogólną kondycję. Organizm jest plastyczny – reaguje zarówno na dobre, jak i złe nawyki.
Przeczytaj też: Wiadomo, co robić, by dożyć do setki. Przepis na długowieczność jest prosty

Mówi się, że biohacking to sposób na długowieczność. Jak to działa?
Można powiedzieć, że długowieczność jest naturalną konsekwencją zdrowego stylu życia. Biohacking, czyli wszystkie te dobre nawyki, spowalnia po prostu procesy starzenia. Tym samym jest to ochrona przed chorobami cywilizacyjnymi, takimi jak cukrzyca, otyłość czy demencja. Dobre nawyki poprawiają pracę mitochondriów – czyli takich naszych „baterii komórkowych”, redukują stany zapalne, poprawiają sen i regenerację. W efekcie starzejemy się wolniej i mamy większą szansę na długie, ale też dobre jakościowo życie.
Jak Pani uważa, czy biohacking powinien stać się częścią naszej systemowej ochrony zdrowia?
Zdecydowanie tak. Niestety w Polsce lekarze i specjaliści wellness prawie ze sobą nie współpracują, a szkoda. Lekarz leczy tylko objawy i przepisuje leki, ale przecież to zmiana stylu życia pozwala dotrzeć do przyczyn problemów. W idealnym świecie te dwa podejścia powinny się uzupełniać. W wielu krajach bardzo dobrze to funkcjonuje, a lekarze ściśle współpracują z holistic wellness coachami czy coachami medycyny funkcjonalnej. Osobiście poszłam tą drogą właśnie ze względu na wiarę, że tak może być i w Polsce.
Anna Hirsh-Nowak www.dietetyka-holistyczna.pl





































